Przede wszystkim dziękuję wszystkim, którzy nadesłali pytania, bez Was tego wywiadu by nie było. W celu uczynienia wywiadu płynniejszym oraz aby uniknąć duplikatów pytań pozwoliłam sobie na drobne modyfikacje, lecz sedno pozostało nieruszone.
Mam nadzieję, że dzięki temu dowiecie się o Kompanii czegoś nowego (nie ukrywam, że kiedy napływały pytania, sama się paru rzeczy dowiedziałam) lub przynajmniej ciekawego. Miłej lektury Wam życzę i… cóż, ode mnie to „do zobaczenia gdzieś i kiedyś”!
Mam nadzieję, że dzięki temu dowiecie się o Kompanii czegoś nowego (nie ukrywam, że kiedy napływały pytania, sama się paru rzeczy dowiedziałam) lub przynajmniej ciekawego. Miłej lektury Wam życzę i… cóż, ode mnie to „do zobaczenia gdzieś i kiedyś”!
(Leaena):
Kompania Przysięgłych słynie z renomy jednej z najlepszych ocenialni. Czy
zawsze tak było? Czy za czasów Ławy Przysięgłych oraz Kompanii Ocenowej
zdarzały Wam się jakieś wpadki?
(Szaman): Każdy
dochodzi z czasem do pewnego poziomu, więc chyba nie od razu, zresztą, jakoś
nigdy się nie zajmowałam śledzeniem tego, co na temat ocenialni mówią inni. A
jeśli chodzi o wpadki… czasem zaglądam do swoich pierwszych ocen i chociaż nie
są kompletną tragedią, to jednak wolę o nich nie pamiętać.
(Chiyo): Na Ławie pamiętam
tylko jedną prawdziwą wpadkę. Może było ich więcej, ale albo były mniejsze, albo przez
to, że wtedy na Onecie ocenialnie nie były pod aż takim ostrzałem, jakoś uszły. Konkretniej chodzi mi o ocenę stażystki Madness, której trafił się dość specyficzny blog
do pierwszej oceny. Blog został oceniony pobieżnie, ale największym zawodem dla
mnie był fakt, że zamiast się przyznać do błędu, przyjąć uwagi na klatę i
obiecać poprawę, Madness napisała do mnie maila, że rezygnuje. Zero odpowiedzi
na komentarz autorki bloga (mimo faktu, iż autorka sama przyznała, że mogła nie
zgłaszać bloga do świeżej stażystki i że po części powinna winić siebie),
zero jakiejkolwiek publicznej odpowiedzi na cokolwiek, tylko właśnie taka cicha
rezygnacja. Reszta, jak powiedziałam, chyba jakoś uszła, więc może nie będę tak
wszystkiego wywlekać na wierzch.
(Ziutencja): Nikt
nie zaczyna z super opinią, na swoje pięć gwiazdek trzeba zapracować, nie wiem
skąd w ogóle pomysł, że wystartowaliśmy jako najlepsza ocenialnia w mieście.
Pamiętam czas, gdy jakimś niesamowitym cudem trafiła na Ławę prawdopodobnie
Najbardziej Żenująca Oceniająca Świata, której nicku nie pamiętam (wielka to
strata dla narodu) do dziś nie rozumiem, jak do tego doszło. To zdecydowanie
Ławowa wpadka tysiąclecia.
(Miękko): Kiedy
zaczęłam śledzić Ławę, miała już wyrobioną renomę, także z mojej perspektywy,
owszem, było tak od zawsze. Ale pamiętam swoją własną pierwszą wpadkę na Ławie.
Nie byłam wtedy jeszcze oceniająca, nawet nie myślałam o tym, żeby nią zostać,
zaczęłam jednak myśleć o tym, żeby pisać poprawnie i z sensem, stąd też
znalazłam się na stronie ocenialni i zabrałam za lekturę najświeższych
ocen, a w jednej w nich znalazłam „objęcia Orfeusza” poprawione na „objęcia
Morfeusza”, a że byłam na świeżo po seansie Matrixa,
to poleciałam komentować, że jakże to tak, panie oceniające, przecież to dobrze
było, a Morfeusz to w kinie, w Matrixie
właśnie. Dodałam komentarz bardzo z siebie dumna, ale zaraz tknęło mnie
przeczucie, że przecież nawet tego nie sprawdziłam, a to chyba jednak głupota.
No i oczywiście głupotą się to po sprawdzeniu okazało, także wróciłam,
spłoniona i zawstydzona, przepraszać za wytykanie błędów, które to błędami nie
są. W międzyczasie oczywiście wszyscy już komentarz przeczytali i uśmiali się
serdecznie, także przełknęłam dumę i dodałam, że fajnie, że nastrój komuś
poprawiłam. Ale od tej pory wszelkie informacje sprawdzam trzy razy, zanim
gdziekolwiek się wypowiem…
(Leaena):
Kto więc wystąpił z propozycją połączenia Waszych starych ocenialni i czy
byłyście w tej kwestii jednomyślne?
(Ziutencja): Fun fact:
nie mam pojęcia jak do tego doszło, w tym dramatycznym czasie byłam tylko
stażystką. Nie mam pewności, czy mój sprzeciw przeciwko takiemu obrotowi spraw
cokolwiek by zmienił, nigdy tego nie sprawdziłam. Jedyne co się zmieniło w moim
życiu, to zmniejszenie liczby ocenialni jakie śledzę tbh.
(Miękko): Nie
jestem pewna, ale wydaje mi się, że pomysł był autorstwa Chiyo, Szamana albo
wspólny. Tak, decyzja była raczej jednogłośna, przynajmniej mi nic nie wiadomo
o jakichkolwiek buntach czy sprzeciwach, raczej uznaliśmy to wszyscy za pomysł
sensowny, bo sensowne byłoby wszystko, co pozwoliłoby obu ocenialniom przeżyć. Wydaje
mi się, że decyzja była bardzo dobra, obie ocenialnie zawsze były raczej blisko
ze względu na bliską znajomość szefowych, także tak naprawdę wiele się nie
zmieniło, poza nazewnictwem.
(Chiyo): Haha, pomysł
połączenia Kompanii i Ławy jest baaardzo stary! Już parokrotnie prawie był
wcielany w życie, bo Szaman mi narzekała, że Kompania podupada i że ocen mało,
ale że w sumie ona sama kończyć z ocenianiem nie chce, po prostu nie zamierza
zostawać na tonącym statku, że tak polecę metaforą. I na Ławie podobnie, zastoje
itede. Ale wtedy jakoś zawsze się tak składało, że krótko po tych narzekaniach obie
ocenialnie odżywały i pomysł odchodził na jakiś czas w zapomnienie. Nie pomnę
już, która z nas pierwsza wpadła na to, aby połączyć ocenialnie, chyba wyszło
to tak jakoś naturalnie i z obu stron, może Szaman pamięta lepiej. Gdy już do
łączenia doszło, też jakoś tak samo wyszło, od nas obu i chyba pod wpływem
jakiegoś takiego porównania, że nieogarnięcie Szamana to wypisz-wymaluj Jack
Sparrow, a moje ogarnięcie to tak raczej Hektor Barbossa właśnie.
(Szaman): Właściwie
pomysł na Kompanię Przysięgłych przewijał się w rozmowach z Chiyo od
przynajmniej dwóch lat, o ile mnie pamięć nie myli i w pewnym momencie, kiedy
kryzys na Kompanii i na Ławie osiągnął największy z dotychczasowych poziomów,
stwierdziłyśmy, że właściwie pomysł jest dobry i po co trzymać dwie ocenialnie
z gigantycznym zastojem, skoro można stworzyć jedną z trochę mniejszym.
(Leaena):
Ile lat już oceniacie i ile blogów zmieliłyście, że tak to ujmę?
(Szaman): Ponad
pięć lat, a zmielenie… co rozumiesz pod pojęciem zmielenie? Jeśli chodzi o to, ile blogów oceniłam, to nie wiem, bo
przy reinstalacji przepadły mi wszystkie dokumenty, ale myślę, że sto na pewno,
może trochę więcej. A jeżeli chodzi o to, ile ich uśmierciłam… no cóż, wszystko
jest na Kompanii, trzeba umieć szukać.
(Chiyo): Lat jest pięć
i trzy miesiące – sprawdziłam w końcu, kiedy dołączyłam do tej najpierwsiejszej
ocenialni, której już nie ma. Z czego właśnie pięć lat jako Przysięgła. A
blogów? Łojezu, w historii Ławy doliczyłam się jakichś stu pięćdziesięciu –
plus ileś na wspomnianej już nieistniejącej ocenialni. Wtedy też miałam tempo i
mnóstwo wolnego czasu, więc może i będzie z dwieście, chociaż pewnie raczej
jakieś sto osiemdziesiąt, coś koło tego. A w każdym razie z pewnością zbyt
wiele ich było, aby moja psychika nie nosiła teraz licznych blizn.
(Ferhora): Naliczyłam
ostatnio, że ze cztery lata oceniam, ale z przerwami. Nie mam pojęcia, ile
blogów zmieliłam, wiem mniej więcej, ile „uśmierciłam”. Kiedyś miałam ambicję
zaglądania na blogi i czytania tych, które mi się podobały, ale niestety w moim
przypadku było to niewykonalne na dłuższą metę. Część z nich istnieje, inne
dawno poznikały lub zostały zawieszone.
(Miękko): Aż
sprawdziłam — pierwsza moja ocena na Ławie jest z 31 stycznia 2012, czyli
oceniam rok z kawałkiem, niedługo dwa. Ale wydaje mi się, że lepiej o moim
stażu mówi liczba ocen, które w tym czasie napisałam — dziewięć na
Ławie/Kompanii i trzy na Krytycznej, co razem daje zawrotną liczbę dwunastu
ocen. Och, lubiłam myśleć, że jednak trochę więcej udało mi się napisać… Wydaje
mi się jednak, że w tym czasie trochę się nauczyłam o krytyce literackiej i
języku polskim, co sprawia, że na te dwanaście biednych ocenek spoglądam nieco
łaskawszym okiem.
(Ziutencja): Od
ponad roku i nie wiem, ile blogów zmieliłam, jakoś tak wyszło, że żadnego nie
śledzę od czasu ocenienia, zresztą – nawet gdyby jakieś zmiany nastały, nigdy
nie ma pewności, że to moja zasługa, a nie kogoś innego.
(Leaena):
A ile czasu zajęło Wam wypracowanie takiego podejścia do oceniania, jakie macie
teraz? A może ono się wcale nie zmieniło?
(Szaman): Znów
bardzo względne pytanie! Właściwie ciężko na nie odpowiedzieć, bo system
zmieniał się i zmienia cały czas, ale powiedzmy, że ze dwa lata trwało, zanim
doszłam do tego, co jest ważne, a co nie i jeszcze trochę więcej, zanim
nauczyłam się jasno wyrażać, o co mi właściwie chodzi.
(Chiyo): Trudno
stwierdzić, bo moje się cały czas zmienia. Jak to mówią, tylko krowa nie
zmienia zdania. Ale do aktualnego doszłam po jakichś dwóch i pół, może trzech
latach oceniania. Później tylko wynajdywałam kolejne aspekty tekstu, o których mogłabym mówić.
(Miękko): Moje
podejście ewoluuje z każdą oceną, którą uda mi się napisać albo przeczytać,
czyli praktycznie nieustannie i nie wydaje mi się, żeby w najbliższym czasie
miało się jakkolwiek ustabilizować. Nie jestem w stanie stwierdzić czy to
dobrze, czy wręcz przeciwnie, wiem za to, że jest jedna rzecz, która pozostaje
niezmieniona od samego początku — staram się i bardzo zależy mi na tym,
żeby każda moja ocena była możliwie najbardziej wyczerpująca i pomocna dla
autora opowiadania. Ostatnio niestety ten, swego rodzaju, perfekcjonizm
znacznie spowalnia moje tempo oceniania, które i tak nie było nigdy powalające,
co sprawia, że ocenki wiszą nade mną jak smutny wyrzut sumienia, a to spowalnia
mnie jeszcze bardziej.
(Ferhora): W moim
przypadku podejście do ocen i oceniania zmieniało się z wiekiem i ilością
przeczytanych blogów. Zaczynałam poniekąd od „straszliwej oceniającej”, ale to
mi szybko przeszło. Im więcej ma człowiek do tego dystansu, tym lepiej ocenia,
tak mi się wydaje.
(Ziutencja): Ja
nadal wypracowuje swój styl i pewnie będę go wypracowywać do końca swoich
ocenialnych dni.
(die_Kreatur):
Chiyo, Ferhoro, jak się czujecie z tym, że znalazłyście się w Galerii Sław?
Szaman, Miękko, Ziutencjo, czy też macie ambicje się w niej znaleźć?
(Ferhora): Gdyby nie
ten link, to nawet bym nie wiedziała, że się w niej znalazłam! Wbrew pozorom,
naprawdę nie nurkuję w odmętach Internetów, a 99,9% miejsc, w których mnie
rzekomo widziano i się w nich podobno wypowiadałam, nie wiedziałam, że
istnieje. Czy jestem geniuszem zła? No głupia na pewno nie jestem, więc się
chyba wydało. Ale pytanie było: jak się z tym czuję, no cóż mogę powiedzieć?
Suaffa! Suaffa! A ja zawsze byłam na nią pazerna od najmłodszych lat!
(Chiyo): Przede
wszystkim to dopiero przy okazji tego wywiadu dowiedziałam się o Galerii,
wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, że coś takiego istnieje. Niemniej jednak
bardzo mi miło, że znalazłam się tam za zasługi, nie za przewinienia. I jeszcze
żem syrenka, łoho, aż się chce pośpiewać „Na morza dnie” czy inne syrenkowe
przeboje! Ach, i dziękuję za docenienie „wieloletniej”! Niby takie nic, ale
miło się człowiekowi robi, gdy ktoś zauważy, że to nie tylko ostatnie kilka
miesięcy czy roczek, tylko właśnie długaśne lata (i oby ich jeszcze trochę było
w równej formie).
(Szaman): Jak mi
pokazałaś, że coś takiego jest, to właściwie miło byłoby się tam znaleźć, ale
ambicje? Myślę, że nie.
(Miękko): Przeczytałam, że
znalezienie się w Galerii jest różnoznaczne z byciem sławnym w ocenowym
światku, co nigdy mnie specjalnie nie pociągało, więc nie, nie mam potrzeby ani
ambicji, żeby się tam znaleźć.
(Ziutencja): Tak
naprawdę niespecjalnie mi zależy, bo tak jakoś wyszło, że żyję w dramatycznym
odcięciu od blogosfery (tyle mnie omija, o rety!) i pewnie w związku z tym
nawet nie będę miała okazji się tam znaleźć, sad story. Jeśli jednak tam trafię, mam nadzieję, że będzie to
zasługą mojej wspaniałej osobowości i urody.
(Demon):
Czy kiedykolwiek naszła Was myśl, że to co robicie, czyli ocenianie, nie ma
sensu?
(Miękko): Nie, raczej
nie. Zawsze sądziłam, że dopóki znajdą się chętni do tego, żeby ich teksty
ocenić, dopóty samo ocenianie będzie miało sens. Podstawowe prawa rynku, popyt,
podaż i tak dalej. Owszem, ja sama często czułam się ocenianiem na wiele sposobów
zmęczona czy zniechęcona i nie byłam pewna czy mam rzeczywiście siły, żeby
nadal się tym zajmować, ale w samą instytucję oceniania nie zdarzało mi się
wątpić.
(Ziutencja): Jasne,
że tak. Oceniam krótko i już teraz mam wrażenie, że przy każdej ocenie się
powtarzam, a opka są zazwyczaj do tego stopnia wtórne, że wystarczy autorom
przeczytać parę wcześniejszych ocen na temat innych wtórnych opek, jfc.
(Szaman): Tak i to
niejeden raz. Szczególnie, kiedy dostaję kilka blogów z rzędu, kiedy właściwie
muszę w inne słowa ubrać to samo, co napisałam w ocenie poprzedniej i jeszcze
poprzedniej, i jeszcze… To z reguły skutkuje sporym zastojem w ocenach, ale
koniec końców zawsze wracam, bo może ten
kolejny…
(Chiyo): Hmm,
parokrotnie się zdarzyło. Ale jakoś zawsze szybko mijało albo samo, albo dzięki
komuś, najczęściej jakiejś ocenianej osobie, która przywróciła mi wiarę w sens
oceniania. Chociaż w moim przypadku to też raczej nie było na zasadzie „o,
ocenianie jest bez sensu, skończę”, tylko bardziej „chyba już mi się nie chce,
a w ogóle to zaraz będą jakieś wielkie zmiany w moim życiu, to kiedy ja znajdę
czas na takie pierdoły?” – i jakoś zawsze się czas oraz chęci znalazły.
(Demon):
Czy jest blog, który szczególnie zapadł Wam w pamięć?
(Chiyo): Całkiem sporo,
jak się nad tym zastanawiam. Pozytywnie wszystkie te, które dostały ode mnie
najwyższą ocenę i niektóre, które z powodu pierdów tej najwyższej nie dostały,
jak np. Dzieci Boga Granic. A negatywnie
– chyba nigdy nie przyszło mi oceniać niczego głupszego od Sounds of Soul. Tego „cudeńka” nie zapomnę do końca życia i zawsze będę
się wzdrygać na jego myśl. O blogach pośrednich może nie będę się wypowiadać,
bo się nagle okaże, że jest ich tyle samo co tych najlepszych i najgorszych w sumie, a i nie wszyscy autorzy mogą chcieć
wiedzieć, z jakich powodów zapadli mi w pamięć, więc na tym poprzestanę.
(Miękko): Zakładam, że
chodzi o blog, który kiedyś oceniałam, tak? Hm, być może pierwszy, który
oceniałam — Listy z Wiednia — pamiętam,
że czytałam kilkadziesiąt rozdziałów po kilka razy, upewniając się co do
wszystkiego. Teraz wystarczy mi dwukrotne przeczytanie tekstu, żeby wyłapać
wszystko to, na co myślę, że powinnam zwrócić uwagę, więc na to wielotygodniowe nawet zapoznawanie się z tekstem patrzę teraz z uśmiechem, ale też podziwem.
A drugim, który zapamiętałam, jest pewnie Cantilena Inhonesta, której oceną zajmowałam się tak straszliwie
długo, że myślałam, że nigdy jej nie dokończę. W końcu jednak udało mi się
z nią uporać i dostałam w podzięce tak piękny komentarz, że wróciły mi
siły i chęci do oceniania. Same teksty na blogu były ciekawe, wyraźnie widać
było rozwój warsztatu autorki i różnice w pisaniu w różnych gatunkach.
Także ze względów badawczych blog był i jest naprawdę dla mnie cenny.
(Ferhora): Małpie figle – pierwszy blog jaki
oceniłam na Ławie Przysięgłych. Do tej pory pamiętam o czym był i że zrobił na
mnie duże wrażenie. I Szmaragdowa Tablica
– cudo! Bardzo żałuję, że Autorka przestała pisać tę historię.
(Szaman): Tak. Potterowski fan fick, dzięki (a może przez?) któremu legło w gruzach moje umiłowanie wszelkich kanonów. Jakkolwiek tekst w miarę pisania stawał się coraz bardziej słodki i durny, tak jednak jakieś 75% było fantastyczne.
(Szaman): Tak. Potterowski fan fick, dzięki (a może przez?) któremu legło w gruzach moje umiłowanie wszelkich kanonów. Jakkolwiek tekst w miarę pisania stawał się coraz bardziej słodki i durny, tak jednak jakieś 75% było fantastyczne.
(Ziutencja): Miałam
w kolejce Klaudynki, to był czas.
(Leaena):
A ogólnie jakie jest Wasze najbardziej wyraźne wspomnienie z czasów oceniania?
Ktoś szczególnie zapadł Wam w pamięci? Albo jakaś śmieszna sytuacja?
(Miękko): To nie są aż
tak odległe czasy, żebym mogła pielęgnować jakieś wspomnienia, także obawiam
się, że nic szczególnego nie zapadło mi w pamięć prócz historyjki, o której
wspomniałam przy okazji pierwszego pytania. Nie mam, niestety, na tyle długiego
stażu, żebym miała o czym opowiadać.
(Szaman): Może to
trochę głupie, ale pamiętam sytuację, jak założyłam Kompanię i ruszyłam na
popularną akcję spamowania, dostałam potężny ochrzan od autorki bloga, który
strasznie chciałam ocenić. Zabawne sytuacje? Jest ich mnóstwo, kiedy dzielimy
się, głównie z Chiyo, mądrościami z niektórych dzieł.
(Ziutencja): Samo
wstąpienie do Ławy (wówczas Ławy) to było wydarzenie, wcześniej przez bardzo
długi czas z uwagą śledziłam wszystkie oceny i bardzo wiele się z nich
nauczyłam, kiedy w końcu tu trafiłam, poczułam, że osiągnęłam wyższy poziom
wtajemniczenia pisarskiego. Dobre uczucie.
(Chiyo): O blogach już wspomniałam,
o wpadce na Ławie też, połączenie Ławy i Kompanii jest trochę oczywiste… To chyba
wszystkie z tych najbardziej zapadających w pamięć rzeczy. Bo nie tak stricte
związane z ocenianiem, to najlepiej wspominam spotkania z najróżniejszymi
Przysięgłymi (i Kompaniowiczami, jeśli mogę ich tak nazwać). Wszystkich nie
udało mi się poznać osobiście, ale te spotkania, które się udały, były
boskie!
(Ferhora): Chciałabym w
tym miejscu bardzo serdecznie pozdrowić Roberta!
(Demon):
Co sądzicie na temat „gównoburz”, które są tak popularne w dzisiejszym
blogowaniu?
(Ziutencja): Nie
wiem, trzymam się z dala od blogosfery, ale brzmi A+, klasa, szyk, wdzięk,
glamour.
(Ferhora): Uwielbiam
gównoburze! Są fascynujące! Nie ma to jak „pełnowartościowa, zbilansowana
gównoburza”. Robią mi dzień!
(Chiyo): Mnie one
specjalnie nie obchodzą. Nie angażuję się, bo nie mam czasu nadążać za
miliardem komentarzy na minutę, które są wtedy publikowane, chociaż jak ktoś
jakąś streści, to można się nawet pośmiać (zwłaszcza jak streszcza je na
przykład Ferhora). Smutne jest jednak to, że chyba najczęściej takie gównoburze
powstają, bo ktoś nie umiał przyjąć kilku słów obiektywnej prawdy czy
konstruktywnej krytyki do wiadomości…
(Miękko): Co sądzę?
Chyba nic. Jeżeli ktoś ma potrzebę się denerwować i produkować, to niech to
robi, to w końcu Internet, nikt tu nikomu nie będzie niczego zabraniał. Zdarza
się, że jakiś pojedynczy komentarz mnie rozbawi, jeżeli na coś takiego się
natknę, ale zazwyczaj wydaje mi się to męczące, bezcelowe i często okrutne. Bardzo
nie lubię mieszać się w takie rzeczy, ale czasem aż mi ręka drży, kiedy
powstrzymuję się przed napisaniem obszernego komentarza, który i tak nie zostałby odpowiednio
odebrany, do niektórych nie trafiają żadne argumenty, a ja nie lubię
tracić czasu, naprawdę, wystarczająco już go marnuję na inne głupoty.
(Szaman): Bardzo
popularne, bardzo głupie i bardzo irytujące. Jak się wywiązuje, to się nie
odzywam, nie wypowiadam, bo osoby, które wywołują i podgrzewają nie chcą się
dowiedzieć, co myśli kto inny, chcą tylko zmusić resztę, żeby przyjęła ich
punkt widzenia, motając się, rzucając i zaprzeczając sobie w każdym zdaniu w
taki sposób, że nie jestem w stanie czytać tych kilometrowych wypowiedzi,
które, czasem mam takie wrażenie, są pisane po to, żeby pisać, a nie przekazać
informację.
(Anonimowy):
A jak myślicie, dlaczego ludzie tak często używają angielskiego w swoich
blogach?
(Miękko): Angielski język
i kultura już jakiś czas temu przesiąkły niepostrzeżenie do naszej polskiej
kultury i nic w tym dziwnego, w końcu każda epoka miała swój egzotyczny język,
którego znajomość była wyznacznikiem obycia i wykształcenia, nasze czasy są
inne tylko dlatego, że teraz języków tych jest pełno. Także mamy teraz
amerykańskie i angielskie seriale i filmy, muzykę, literaturę, czyli bardzo
duża część kultury popularnej wywodzi się z krajów anglojęzycznych, a razem z
nią przychodzą powiedzonka, cytaty z różnych utworów, które, co jest normalne,
lepiej brzmią w języku oryginalnym. Zresztą, teraz znajomość angielskiego jest
absolutną koniecznością, a jego nauka zaczyna się coraz wcześniej, nic więc
dziwnego, że staje się dla wielu praktycznie drugim językiem i młodzi ludzie
posługują się nim wymiennie z językiem polskim.
(Szaman): Bo
angielski jest wszędzie, filmy w większości oglądamy angielskie, muzyki
słuchamy w tym języku, po prostu przesiąka się tym. Z reguły nie mam nic
przeciwko, tym bardziej, że sama używam języków, których znam, chyba że ktoś
przesadza, ale to z reguły się widzi.
(Chiyo): Angielski się
zrobił albo modny, albo tak powszechny w mediach wszelkiego rodzaju, że
bloggerzy nie zdają już sobie sprawy z tego, że go nadużywają. A prawdopodobnie
po trochę z obydwu powodów.
(Ferhora): Bo to takie
kul i trendi? Chociaż biorąc na słuch, to niektóre rzeczy naprawdę brzmią
lepiej po angielsku niż w naszej szeleszczącej mowie ojczystej. Niech sobie
używają, byle poprawnie.
(Ziutencja): Kate
to bardziej zajebiste imię niż Kasia.
(Anonimowy):
Macie jakieś plany związane z literaturą? Chcecie wydać swoje dzieła czy
piszecie tylko do szuflady? A może nie piszecie wcale?
(Szaman): Piszę,
piszę, dużo dłużej niż oceniam, plany na wydanie zawsze są, ale gorzej z
ruszeniem tyłka i zabraniem się do wszystkiego na poważnie, jak do pracy. Bo
zawsze jest coś. A to nauka, a to trzeba napisać jedną, drugą, piątą pracę
zaliczeniową, a to trzeba najpierw skończyć opowiadanie na blogu (bo jak się
zaczyna, to się kończy), a to nagle życie poza Internetem zaczęło istnieć i
jakoś tak jeszcze do niczego się nie zabrałam oprócz kilku pomysłów. Ale co się
odwlecze, to nie uciecze, im więcej czytam i więcej się uczę, tym więcej mam
materiału na powieść i większe podstawy, żeby coś sensownego z tego wyszło.
(Ferhora): Oczywiście!
Czekam na dzień, w którym zostanę suaffną pisarkom! Mam nawet już swój
pseudonim artystyczny.
(Ziutencja): Plan
jest taki: wydaję książkę, która staje się bestsellerem, jednocześnie zostaje
przez krytyków uznana za Objawienie Literatury, zgarniam wspaniały fandom, dla
którego będę autorytetem, a z moich wywiadów będzie czerpał Mądrości Życiowe,
które, przekazywane przez nich dalej, uczynią świat lepszym miejscem. Sława i
rozgłos zapewnią mi pieniądze, a więc władzę, dzięki temu zdobędę środki do
walki z wielkimi korporacjami i kiepskimi pornofikami. Po drodze zdobywam
nagrodę Nobla i trafiam do podręczników języka polskiego, moja śmierć staje się
ogólnoświatową tragedią, pozostaje po mnie wspaniały dorobek literacki, zapłakani
fani wspominający o mnie wnukom z kryształową łzą na policzku i trochę
ładniejszy świat.
(Miękko): Nie
wydaje mi się, nie jestem na tyle systematyczna, żeby w najbliższym czasie
udało mi się jakikolwiek tekst skończyć, zawsze znajduję tyle innych rzeczy do
zrobienia, jestem wiecznie w niedoczasie i nieprzygotowana, a w moich tekstach
dokładnie to widać (a szkoda, bardzo chciałabym to ukryć, a najlepiej
zwalczyć). W związku z tym kiedy już piszę, to piszę do szuflady, a po
odleżeniu wrzucam na bloga i mam nadzieję, że ktoś znajdzie chwilę, żeby to
przeczytać i skomentować. Próbowałam kiedyś zmuszać znajomych do czytania moich
tekstów i recenzowania ich, ale dzielnie się opierali, ograniczając się
niezmiennie do krótkiego i kompletnie niekonstruktywnego „jest super, pisz
dalej”. To, wbrew pozorom, okropnie demotywujące.
(Chiyo): Byłoby miło
się kiedyś wydać, chociaż mam wrażenie, że ostatnio to marzenie zelżało nieco,
że jeszcze parę lat temu mocniej życzyłam sobie wydania. A może po prostu fakt,
że dziś nie tylko najróżniejsze tfory, twory i Twory są wydawane (przy czym
częściej te dwa pierwsze), ale też każdy może się wydać (bo i druk staniał, i
Amazon Kindle ułatwia wydanie e-booka) odebrały byciu wydanym pewnego prestiżu
czy też poszanowania, więc nie czaruje to już tak, jak czarowało, gdy
zaczynałam pisać? Chagiewu, jak to mawiają.
(Leaena):
Czy jest jakiś klasyk lub bestseller, który w żaden sposób nie poruszył Waszego
serca i nie rozumiecie, w jaki sposób wzbudza tyle pozytywnych emocji?
(Chiyo): Krzyżacy! Jesu Christo, wynudziłam się
przy tym za wszystkie czasy, chociaż przynajmniej przeczytałam do końca,
zamiast uciekać się do streszczeń czy filmu. Poza tym nie miałam aż takiej
styczności z klasykami, powoli nadrabiam to teraz, ale pewnie też fakt, że się
za nie biorę z własnej woli ma wielki wpływ na mój odbiór. Może gdybym za Krzyżaków wzięła się sama, w momencie, w
którym dojrzałabym do nich emocjonalnie, to dostrzegłabym dobre strony? Póki co
jestem wystarczająco do Krzyżaków
zniechęcona, by próbować po raz drugi.
(Miękko): Hmmm… Z
ostatnich pozycji, to oczywiście Zmierzch
i pochodne, wszystkie te książki pod rozkosznym szyldem „porno dla mamusiek”,
ale nie można o nich powiedzieć, żeby powszechnie wzbudzały pozytywne emocje,
są raczej kontrowersyjne. Jeszcze Millenium,
którego nie zdołałam przemęczyć, bo chyba umarłabym z nudów. A z klasyków to
może Lalka, której nie mogłam znieść
przez bohaterów, nie przekonuje mnie też Bruno Schulz i jego język.
(Szaman): Nic mi
nie przychodzi do głowy, jeśli chodzi o klasykę, a bestsellery… no cóż, nazwa
mówi sama za siebie – one nie mają być wartościowe, mają się sprzedać, więc z
reguły to, co pojawia się na liście specjalnie mnie nie zachwyca, o ile
zdecyduję się przeczytać.
(Ziutencja): Żaden
klasyk mnie jakoś nie oburzył, ale mam jeszcze przed sobą parę takich, jest
nadzieja, że coś mnie srogo zawiedzie. Czytam klasyk i nawet jeśli uważam go za
godny politowania, łapię, czemu jest klasykiem. Na razie na szczycie listy jest
Żeromski i jego Ludzie bezdomni, co
to jest w ogóle. Przedwiośnie zresztą
też. Żeromski, dude, litości.
Nie wiem też, skąd w tym pytaniu pada „bestseller”,
skoro powszechnie wiadomo, że często bestsellerem zostaje byle shit, którego
nieznoszenie jest w dobrym tonie w pewnych kręgach. To oczywiste, że mogłabym
godzinami wymieniać lipne bestsellery, ale na szczycie moje „wtf” listy
przebojów na zawsze pozostanie Pięćdziesiąt
twarzy Greya.
(Ferhora): Zmierzch?
Oczywiście nie jako klasyk, a bestseller… Choć podobno to nawet nie literatura…
Mam jawne uczulenie na ten tFur.
(Demon):
Jaka jest Wasza ulubiona męska postać książkowa i dlaczego?
(Ferhora): Nie mam… aż
się sama sobie dziwię…
(Szaman): Jest
dużo postaci męskich, które lubię, ale kiedy od razu po przeczytaniu pytania
zaczęłam przekopywać w głowie kolejne książki i postaci, doszłam do wniosku, że
nikt mi nie zapadł w pamięć tak bardzo.
(Miękko): Śmierć
Pratchetta przychodzi mi do głowy jako pierwszy. Ze względu na poczucie humoru
i, cóż, wszystko mi się w nim podoba, wykreowany jest cudnie, czyta się o
nim świetnie. Potem Hercules Poirot Christie, tak, zdecydowanie, mały Belg
zajmuje szczególne miejsce w moim sercu, wychowywałam się na kryminałach z
nim w roli głównej i uważam, że jest absolutnie uroczy. Wtrącenia,
enigmatyczność i całokształt charakteru plasują go bardzo wysoko na mojej liście.
No i najlepiej rozwiązuje zagadki! I ostatni, naprawdę, bo nie byłabym w stanie
wybrać jednego — Ignacy Borejko, czyli Perfekcyjna Głowa Rodziny. Dla niego
przyjechałam do Poznania. No dobra, może nie do końca, ale nie umniejsza to
mojej sympatii do niego i jego fantastycznego roztargnienia, ciepłego
charakteru i tego, że jest sobą, no. Oddałabym wiele, żeby mieć takiego
dziadka.
(Chiyo): Męska i
jeszcze ulubiona? Ojej, trudne, moimi ulubionymi postaciami zazwyczaj są te
kobiece. Hmm, hmm… Po długim namyśle chyba nie wybiorę jednej, waham się mocno
między doktorem Dolittle a Fafrydem i Szarym Kocurem, o których trzeba mówić
razem. Doktora Dolittle uwielbiałam jako dzieciak i uwielbiam nadal za jego
liczne talenty, poczciwość i wielkie serce, zaś parę barbarzyńca-łotrzyk za
humor oraz przygody, które wciągnęły mnie bez reszty. Ostatnio też coraz
bardziej cenię sobie Herculesa Poirot, ale to jeszcze za wcześnie i za mało
książek, bym mogła o nim mówić jak o ulubieńcu.
(Ziutencja): Mamy
XXI wiek, a literatura nadal nie dała mi takiego bohatera, jakiego pragnę,
skończy się na tym, że sama będę musiała go napisać. Jeszcze nie trafiłam na
kogokolwiek, kto urzekłby mnie do głębi i wzbudził we mnie chęć pisania
pornofików. A może za mało książek przeczytałam.
Przełamywanie czwartej ściany czy coś, czyli pytanie
zwrotne: czemu akurat postać męska? A nie „jakakolwiek postać” albo „postać
kobieca”? Tell me.
(Leaena
i Anonimowy): A Wasze autorytety? Jacy są wasi idole albo po prostu osoby jakie
podziwiacie, ale niekoniecznie w sensie literackim?
(Szaman): Chyba
nie mam takich, jeśli chodzi o literaturę, a co do idoli? Większość osób z
mojego otoczenia ma przynajmniej jedną cechę, która według mnie zasługuje na
naśladownictwo. Nie spotkałam jeszcze osoby, którą byłabym w stanie uznać za
autorytet bez cienia krytyki.
(Ziutencja): Otaczają
mnie setki świetnych ludzi, każdy z nich ma jakąś fajną cechę, którą w nich
podziwiam, więc w pewnym sensie pół świata stanowi dla mnie autorytet. Są
jednak dwie osoby, które zajmują szczególne miejsce w moim sercu, a są to Lee
Hyori i, uwaga to szokująca wiadomość, Nicki Minaj. Obie to kobiety sukcesu,
bardzo mądre i dobre, pełne ciepła, a jednocześnie bardzo silne, pewne siebie i
niezależne, poza tym urocze i zabawne, piękne oraz co najważniejsze bardzo
wartościowe. Skłamię, jeśli powiem, że nie aspiruję do bycia kimś takim jak
one.
(Chiyo): Sporo ich
jest, bo nie mam jednego autorytetu nad wszystkimi innymi. Mam inne, jeśli
chodzi o ocenianie, inne jeśli o pisanie, inne w życiu akademickim, inne w
życiu codziennym, inne na wymarzone życie zawodowe, itede, itepe, etcetera. Ale
żeby nie było, że unikam odpowiedzi, to wspomnę może o Dagi, założycielce PF-u,
której energia oraz zorganizowanie są mistrzowskie, i o Annie fur Laxis, która
jest wielka i wspaniała, klękam przed nią, jestem cichą psychofanką i mogę
tylko marzyć, że kiedyś, w trakcie występu, odpadnie jej z kostiumu cekin albo
piórko i dostąpię zaszczytu podniesienia go, zabrania do domu i schowania w jakimś pięknym, sekretnym pudełeczku.
(Miękko): Ojej, to jest
bardzo trudne pytanie. Jest wiele ludzi, których podziwiam za konkretne rzeczy,
ale nie byłabym w stanie wskazać autorytetu jako takiego. Zresztą, ostatni raz
zastanawiałam się nad tym na teście po podstawówce, kiedy miałam wypracowanie w
tym stylu do napisania i tak długo próbowałam wymyślić coś sensownego, że w
końcu stanęło na Janie Pawle II — wiadomo, najbezpieczniejsza opcja, która
zadowoli każdego egzaminatora.
A więc jestem chyba
bezautorytetową, anarchistyczną świnką, przykro mi bardzo.
(Ferhora): Łan
Dajrekszon! Nie no, dżołk, definitywnie wolę Britney.
(Anonimowy):
Macie jakieś utwory literackie/piosenki/obrazy/cytaty/filmy/inne dzieła sztuki,
które są dla was ważne z jakiegoś powodu?
(Ziutencja): Miss Korea
od Lee Hyori to dla mnie Bardzo Ważna Piosenka. Hyori napisała ją z myślą o
tych kobietach, które z jakiegoś powodu nie czują się dobrze we własnej skórze,
by dać im poczucie komfortu i uświadomić im, że są naprawdę piękne i
wartościowe. Nie będąc obywatelką Korei, nie byłam zapewne jej najważniejszym
targetem, a parę kwestii poruszonych w utworze kompletnie mnie nie dotyczy, ale
tekst nadal bardzo mocno do przemawia, tym bardziej, że przemawia Hyori,
kobieta, która bardzo mi imponuje.
Bardzo długi czas zajęło mi budowanie poczucia
własnej wartości i ta piosenka nie była może żadnym ogromnym kamieniem milowym
na tej długiej i wyboistej drodze, ale na pewno bardzo mi pomogła i nawet
teraz, gdy przeżywam chwile słabości, przesłuchanie tego utworu bardzo mi
pomaga.
Bonus: ładny teledysk i ładna kobieta, a także ładna
piosenka, wspaniale.
(Miękko): A
pewnie, całe mnóstwo. Z każdą piosenką, każdą książką, każdym filmem i każdym
obrazem/rysunkiem/grafiką/etc. wiążę jakieś wspomnienie, niektóre są bardziej,
inne mniej wyraźne i określone, ale zawsze będę z sentymentem spoglądać na
Jeżycjadę, muzykę Magdy Umer, książki Terakowskiej, Doroty zresztą, i,
oczywiście, jakże by inaczej, Śniadanie
u Tiffany’ego z Audrey Hepburn.
(Ferhora): Tyle tego,
że nie ma co zaczynać wymieniać. W moim życiu najważniejsza była muzyka, każdy
etap mojego życia jest powiązany z jakąś piosenką czy utworem.
(Szaman): Opowieści z Narnii, bo od
tego zaczęła się moja przygoda z fantasy, Wiedźmin,
bo wtedy odkryłam, że uwielbiam swojski i mało górnolotny styl pisania, filmy…
oglądam ich niewiele i w sumie dla przyjemności, rzadko kiedy są dla mnie coś
więcej, obraz – Kosovka devojka i
wiersz o tym samym tytule (przełożony na polski jako Kosowska dziewczyna chyba, nie dam sobie ręki uciąć, bo jak miałam
reinstalkę systemu, to się zgubił), muzyka zawsze i wszędzie, szczególnie rusza
mnie muzyka bałkańska, dokładniej z byłej Jugosławii – nie raz zdarzało mi się
popłakać, bo w tym języku wszystko jest takie piękne. Cytaty? Jeden. Na Vivie
był kiedyś jakiś program (chyba) i reklamował go tekst, który kończył się
słowami: Rób co chcesz, ale tylko wtedy,
kiedy wiesz po co. I tym się kieruję.
(Chiyo): Mgły Avalonu jako książka zawsze i
wszędzie, to ona mnie ukształtowała i kształtuje nadal, bo co do niej wracam,
to odkrywam coś nowego. Z piosenek… Hmm, jest ich wiele, ale ostatnio taką
najważniejszą jest Ue wo muite arukou
Kyuu Sakamoto, gdyż dzięki niej ostatecznie podniosłam się po śmierci bliskiej
mi osoby. Nie przychodzą mi do głowy żadne obrazy, jeszcze nie znalazłam filmu,
o którym mogłabym powiedzieć, że jest dla mnie ważny – chyba że te wszystkie rodzinne,
z powodu godzin wspomnień, jakie zostały na nich zawarte. A z innych dzieł
sztuki to pewnie popiersie Nefertiti. Pierwszy raz mnie uderzyło, gdy przeczytałam
o nim jakiś artykuł w Angorze, a
kilka lat później, kiedy zobaczyłam popiersie na żywo w muzeum w Berlinie,
autentycznie zamarłam w zachwycie.
(Leaena):
To tak bardziej światopoglądowo, jaki jest Wasz stosunek do wszelkich
anomalii/patologii na tym padole łez, zwanym światem? Uważacie, że są naturalną
częścią systemu, czy może wierzycie, że ludzkość jest w stanie stworzyć w pełni
szczęśliwe społeczeństwo?
(Miękko): Ja jestem
generalnie upośledzona politycznie, gospodarczo i we wszelkie inne sposoby
związane z krajem i społeczeństwem, wiec na takie kwestie najczęściej nie mam
poglądu, jestem osobą młodą, nie lubię sobie takimi sprawami zaprzątać głowy,
wolę zamiast tego skoczyć do kina na jakiś fajny film albo przeczytać ciekawą
książkę, na którą nigdy nie mam czasu. Nie oglądam telewizji, nie słucham radia
i nie czytuję gazet (poza, może, Przekrojem,
ale zawsze pomijam wszelkie artykuły dotyczące aktualności w kraju i na
świecie), nie wiem więc kompletnie nic o tym, co się dzieje i które
przestępstwa czy dewiacje są aktualnie na tapecie, nie jestem się więc nawet w
stanie do tego pytania odnieść ogólnikowo, coby chociaż pozory zainteresowania
stworzyć. Ja w ogóle nie lubię na takie tematy rozmawiać, bo to zawsze prowadzi
o bezsensownych kłótni poglądowych albo jeszcze bardziej bezsensownego
nakręcania się wzajemnego i potakiwania sobie nawzajem. Także tutaj spasuję.
(Chiyo): Zasadniczo to uważam, że always
look on the bright side of life. Staram
się nie skupiać na tym, co jest na tym świecie złe, bo tego jest zwyczajnie za
dużo jak na mój mały rozumek i wrażliwe serducho. Ale tak ogólnie to ludzie
chyba nie byliby w stanie stworzyć tęczowego, w pełni szczęśliwego
społeczeństwa. Raz że za dużo jest gustów, opinii i preferencji, by to wyszło
(a ludzi jest ponad siedem miliardów!), a dwa – skoro na małą skalę się nie
udaje i mamy nieszczęśliwe rodziny, klasy w szkole, sąsiedztwa itd., to czemu
miałoby się udać na tak gigantyczną jak cała Ziemia i jej siedem miliardów
ludzi?
(Ferhora): Entropia
jest zupełnie naturalna, to porządek jest zjawiskiem egzotycznym. Anomalie i
patologie były, są i będą. Gdyby ludzkość była w stanie stworzyć w pełni
szczęśliwe społeczeństwo, to by je stworzyła, ale jak mówi przysłowie „każdemu
nie dogodzisz”, więc zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie miał jakieś „ale”,
albo inny światopogląd.
(Szaman): Nie
jest. Uważam, że człowiek z natury jest dobry i nikt mi nie wmówi, że jest
inaczej, ale wiem, że są, jak to ładnie stwierdziłaś, anomalie i patologie,
które nigdy nie znikną. Są ludzie silni i ludzie słabi, których łatwo zdominować
i ukierunkować według swojego widzimisię i jak taką silniejszą osobowością jest
właśnie anomalia, kończy się tak, jak świat widział już nieraz.
(Ziutencja): Nie
jestem idealistką i jakoś ciężko mi uwierzyć w wizję świata idealnego, ale kto
wie, może nauka posunie się kiedyś do przodu do tego stopnia, że zdołamy usnąć
jakiś Gen Zła, takie rzeczy. Przy obecnych warunkach kulturowych i naukowych
niestety utopia nadal pozostaje w strefie marzeń i jedyne co można z nią
zrobić, to omówić poruszające jej temat teksty na lekcji polskiego, ale z
drugiej strony, kiedyś niewolnictwo było normą, może kiedyś włamania czy
gnębienie otyłej koleżanki też będą nie do pomyślenia.
Ważne jest, by pamiętać, że stwierdzenie „świata nie
da się naprawić, zły będzie forever-forever” jest bardzo niebezpieczne. Trudno
jest otwarcie stawiać się złu, a „świata nie naprawisz” to tylko świetna
wymówka, by tego nie robić i móc wrócić do ciepłego łóżeczka, gdzie nie zaznamy
przemocy czy biedy.
(Anonimowy):
Co studiujecie/studiowałyście/będziecie studiować?
(Miękko): Informatykę
na UAM-ie, którą polecam tylko i wyłącznie tym, których to naprawdę interesuje,
bo inaczej umrzecie, narzekając na analizę czy inne bazy danych. Kierunek jest,
owszem, przyszłościowy, ale mocno specyficzny i bardzo pochłaniający czas, bo
na uczelni nie robi się nic, ale za to poza nią każdą chwilę najlepiej spędzić
na kodowaniu albo liczeniu całek. Inaczej ani rusz.
(Chiyo): Japonistykę.
Jeszcze przez następne dwa lata.
(Szaman): Slawistykę,
konkretniej nastawiona jestem na Bałkany, jeszcze konkretniej, Bułgaria i
Serbia. Nie wyobrażam sobie zajmowania się w życiu czym innym.
(Ziutencja): Studia
jeszcze przede mną i na pewno to będzie jakaś neofilologia. Jakakolwiek.
Odpowiada mi nauka dowolnego języka, a zwłaszcza tego, którego korzenie nie
tkwią w antycznej Europie, nadal jednak mocnymi kandydatami pozostaje
rusycystyka i ukrainistyka, tuż obok ugrofinistyki, sinologii i koreanistyki.
Ale tak naprawdę wszystko mi jedno, prawdopodobnie wybiorę kierunek z pomocą
wyliczanki, odlot, szał, punk rock.
(Ferhora): Ja, odwieczna
studentka się nie wypowiadam…
(Demon):
Najgorszy przedmiot w szkole to…?
(Ziutencja): Matematyka
spędza mi sen z powiek, takim jestem typowym humanistą.
(Szaman): Najgorszy
w jakim sensie? Z perspektywy czasu muszę powiedzieć, że nie ma przedmiotów
nieprzydatnych, to na pewno. A ja najbardziej nie mogłam znieść fizyki, bo
nauczyciel był nudny, przez co lekcje też, wf, bo swojego czasu baaardzo nie
lubiłam się ruszać i przedsiębiorczość, bo tak, o.
(Miękko): Mam fatalną
orientację przestrzenną i jeszcze gorszą pamięć, więc geografia zawsze była
moją zmorą, ale z perspektywy studiów każdy szkolny przedmiot był miodny
i nieprzyzwoicie łatwy do zaliczenia.
(Ferhora): Z perspektywy
czasu dochodzę do wniosku, że nie ma czegoś takiego jak najgorszy przedmiot. Są
tylko debilni nauczyciele…
(Chiyo): Dzwonek. To
ustrojstwo zdecydowanie rozsadza uszy oraz mózg.
(Demon):
A najstraszniejsza rzecz, jaką przeżyłaś to…?
(Ziutencja): Poprawka
z matematyki.
(Ferhora): Jak myślałam, że
mnie mama przyłapała na wagarowaniu. Kiedy wróciłam do domu, czekała
praktycznie w wejściu i oznajmiła ze złością, że ona już wszystko wie i dostanę
w skórę! Po chwili okazało się, że widziała mnie, owszem, ale jak nie miałam
czapki na głowie, a że była to pora późnojesienna, kobieta zdenerwowała się na
lekkomyślność córki. Wtedy przeżyłam swój mały, prywatny atak serca.
(Szaman): Wiadomość,
że ktoś bardzo dla mnie ważny choruje na raka.
(Chiyo): Wolałabym o
tym nie mówić, zbyt osobisty strach.
(Miękko): To,
naturalnie, rzecz którą wolałabym się nie dzielić.
(Leaena):
Jakie jest najbardziej rzucający się w oczy paradoks Waszej osoby?
(Miękko): Naszej
wspólnej? Nie mam pojęcia, może to, że jesteśmy jedną osobą i mamy wspólny nas
paradoks.
A ja sama, personalnie
i osobiście, lubię myśleć, że jestem całkiem spójna i mam sens.
(Szaman): Pedanteria
mieszająca się z totalnym bałaganem w życiu, w mózgu i w pokoju.
(Ferhora): Robię dziwne i
bezmyślne rzeczy, ale na koniec i tak mi się większość udaje i zawsze spadam na
cztery łapy.
(Chiyo): Erm, nie wiem.
Trudno mi ocenić, które z moich paradoksów rzucają się w oczy, już nie wnikajmy
w to, że każdemu rzuca się w oczy co innego. Chociaż jeśli już miałabym coś
wymienić, to chyba fakt, że jestem jednocześnie dobrze zorganizowana i
ogarnięta oraz kompletnie nieogarnięta i nieodnajdująca się w życiu codziennym.
W moim wydaniu dowcipy o ludziach wkręcających żarówki zmieniają się w
rzeczywistość, kiedy otworzenie puszki czy słoika doczekuje się rozwiązań
godnych niezgorszego inżyniera, a przynajmniej kreatywnego studenta. Welcome to Oxford, gdzie zrobimy ci
papkę z mózgu i pozbawimy jakiejkolwiek zdolności funkcjonowania w szarej
codzienności.
(Ziutencja): Jestem
zbyt piękna, by żyć.
(Leaena):
Gdybyście miały oddać jestestwo swojej osoby w jednym zdaniu w czasie przeszłym
w narracji trzecioosobowej liczby pojedynczej, jak by ono brzmiało?
(Chiyo): Była
międzynarodową dziewczyną, która starała się zachować pozytywne nastawienie i
poukładać wokół siebie wszystko tak, aby nie znajdowało się nigdzie indziej niż
na swoim miejscu.
(Ferhora): Zawsze
chciała robić wszystko w swoim życiu po kolei i tak, jak ma być, ale na każdym
kroku wszechświat dawał jej dobitnie do zrozumienia, że przeznaczone jej jest
zaczynanie od ogona strony albo gdzieś w środku, ale na pewno nie od początku i
nie po kolei.
(Miękko): Zbrązowiały,
jesienny liść zdołał w końcu oderwać się od drzewa, które łaskawie żywiło go
przez ostatnie trzy czwarte roku i poszybował niespiesznie w niebo z okrzykiem:
„Przygoda!” na ustach.
(Szaman): Jest
tylko jedna rzecz w życiu, której naprawdę żałuję. W czasie przeszłym nie ma, a
to jest idealne.
(Ziutencja): Niemożliwością
było oddanie całego jej wdzięku, urody i klasy w jednym zdaniu w czasie
przeszłym w narracji trzecioosobowej liczby pojedynczej.
Wywiad boski jak zawsze:)
OdpowiedzUsuńA co to pytania zwrotnego dotyczącego pytania na temat czemu akurat "Ulubiona postać książkowa męska" to dlatego gdyż sama nie jestem w stanie wyodrębnić swojego męskiego bohatera i zastanawiałam się czy może któraś z was ma taki sam problem:)
Pozdrawiam cieplutko :)
Świetny wywiad. :)
OdpowiedzUsuńCóż, miłego wyjazdu, Chiyo, szkoda, że nie będziemy już czytać Twoich wywiadów, ale oceny nadal będą. :)
Pozdrawiam!
Jak się w końcu wezmę w garść, to będą. ;) Ale bez obaw, zamierzam się wziąć we wspomnianą garść prędzej niż później.
UsuńCo znaczy, że z Maminą organizacją stanie się to całkiem szybko ;)
UsuńHm, zdefiniujmy może "całkiem szybko"? :P
UsuńTeż prawda :P
UsuńPrawie wszystkie pytania zadawała Leana...
OdpowiedzUsuńLeaena, jeśli już
UsuńNa odzew od narodu nie mam wpływu, widać Leaena miała najwięcej nurtujących ją kwestii.
UsuńAleeeee too... chyba nie jest problem?
UsuńDlaczego miałby być?
UsuńWłaśnie nie, dlatego pytam, bo tak mi to "zabrzmiało" (o ile na piśmie coś może zabrzmieć).
UsuńNieno, tak zauważyłem, i tak o napisałem.
UsuńNo tak, literkę zgubiłem, przepraszam.
nienawidze krzyzakow. tak milo znalezc kogos, kto sie w koncu ze mna zgadza. brrr.
OdpowiedzUsuńTAK! Krzyżacy to zło! O.O Na kolesi w klasie, którym się to podobało (a było ich całych dwóch) patrzyłam jak na kosmitów.
Usuń"Krzyżacy" są fantastyczni. :D
UsuńTrollujesz czy mówisz poważnie?
UsuńOch nie, właśnie mam przeczytać ,,Krzyżaków''... No trudno, muszę się pomęczyć. :(
UsuńAle ja też lubiłam "Krzyżaków"... :c
Usuń"Krzyżacy" to jedyna powieść Sienkiewicza, z którą nie mam problemów. I z "Ogniem i mieczem", no ale wiadomo - Bohun...
UsuńJa natomiast wyrażę moją empatię z Ziutencją - Żeromskiego nie mogę. Ale "Ludzie bezdomni" czy "Przedwiośnie" jeszcze ujdzie, t da się przeczytać razem z "Dziejami grzechu", chociaż to już jest na poziomie fabuły i zakończenia zrypane, bo Żeromskiemu się nie podobało (pfff), ale wiadomo - seksy są. Nie wiem, czy czytałaś może "Popioły" - mam nadzieję, że ci tego oszczędzono ;-D
Piszę całkowicie poważnie.
Usuńa ja lubie przedwiosnie!
Usuńco do sieknkiewicza - nic nie przelklne; ale krzyzakow najbardziej. brrr. to prawie tak okropne jak syzyfowe prace (ze tak pozostane w temacie)
Argument za Krzyżakami.
UsuńAkurat ,,Syzyfowe Prace'' były okey...
UsuńNiektóre zadane przeze mnie pytania wydają się dziwnie (lub niepoprawnie) brzmieć, na przykład to z paradoksem, ale miałam problemy z ujęciem ich w lepsze słowa, a a na zbyt długie myślenie nad takimi drobiazgami ostatnio nie mam ochoty. (Z drugiej strony świadczy to o moim braku wyczucia językowego, ale już nie będę się tak usprawiedliwiać.^^) Także, jeśli coś okazało się niezrozumiałe, wybaczcie.
OdpowiedzUsuńTo, że te pytania mnie nurtowały, to chyba zbyt mocne określenie. Ale niech będzie.
Bardzo przyjemnie się czytało. Szczerze powiedziawszy, część odpowiedzi łatwo było przewidzieć, bo pytania zadane przeze mnie (oraz innych bloggerów) były raczej bardzo ogólne, ale ciekawość, jak na nie odpowiecie, spowodowała, że zdecydowałam się na taką formę. Podobało mi się, jak zręcznie wybrnęłyście z sytuacji, nie pisząc stronicowych elaboratów (o ile stronicowe elaboraty istnieją...), a jednocześnie będąc na tyle grzecznym, by nie uraczyć Czytelników odpowiedzią: "Nie wiem, co przez zrozumiesz", "Wariatów odpowiedzi jest zbyt dużo", "Zależy od sytuacji". Gdybym trafiła na typy niecierpliwych hejterek, zostałabym pewnie zabita ironią.
Podczas pytania o bestseller wydaje mi się, że straciłyście troszkę cierpliwość, ale nie do końca się z Wami zgodzę — nie wszystkie bestsellery istnieją po to, by się sprzedać, a ich popularność nie została zbudowana na sztucznym szumie i kontrowersji. Przykładów jest dużo, ale przytoczę może "Świat Zofii" Josteina Gaardera.
W każdym razie bardzo dziękuję za umilenie czasu.
Pozdrawiam,
Czytałam "Świat Zofii" i powiem szczerze, że szału nie ma. Nie urzekła mnie ta książka.
UsuńA mnie z kolei baardzo sie podobala, chociaz do latwych nie nalezy
UsuńKto będzie teraz zajmował się Katalogiem?
OdpowiedzUsuńodsyłam do zakładki "Załoga".
UsuńAle tak realnie? Midori i Isamar się obijają, a Psia Gwiazda... ona w ogóle żyje? Katalog utrzymywała Chiyo i zastanawiam się, kto ją zastąpi.
UsuńObijają, lol.
Usuńyou know it's a job, serious biznes...
UsuńTaaak! Siriusly sirius biznes.
UsuńJasne, może dobór słów jest do końca trafiony (czy to nie ty, Chiyo, pod swoją ostatnia oceną apelowałaś o nieczepianie się słówek?), ale co w tym dziwnego, że lud chce wiedzieć, co będzie z Katalogiem? Nie można zwyczajnie odpowiedzieć, zamiast rzucać komcie o sirius biznesie?
OdpowiedzUsuńNie czepiam się niczyich słówek, chciałabym zauważyć. Po prostu sam fakt, że jedna osoba udziela się, że tak powiem, widoczniej od innych jeszcze nie świadczy o tym, że wraz z moim odejściem nie będzie nikogo, kto by się Katalogiem zajmował. Pomijając to, że nikt nikomu za utrzymywanie Katalogu nie płaci, wszyscy robią to w wolnym czasie i z własnej woli, nie ma żadnego obowiązku, by, nie wiem, sprawdzać skrzynkę codziennie czy odpowiadać na każdego komcia. Ktoś z załogi już odpowiedział na pytanie, zwyczajnie i prosto.
UsuńA że nikt co bardziej aktywny/chętny się nie zgłasza do Katalogu w odpowiedzi na nabór czy z własnymi propozycjami to już w ogóle kompletnie osobna sprawa.
Hej, założyłam właśnie nową ocenialnię, nie musicie wpisywać jej do katalogu, bo nie chcę być własna, chcę wam tylko pomóc, ale proszę, zgłaszajcie się bo wtedy jakoś się rozkręcimy i będzie zabawnie.
OdpowiedzUsuńZapraszam na jedną z najlepszych ocenialni w Polsce - tęczową ocenialnie blogów!
KK
http://teczowa-ocenialnia-blogow.blogspot.com/
Jak może być już "jedną z najlepszych w Polsce", skoro dopiero ją otworzyłaś i nie ma tam nawet ani jednej oceny?
UsuńTo wygląda jak prowokacja :D
UsuńJejku, co ty z tą prowokacją, Leleth? Nie hejtuj mnie. Chiyo, nie mów tak, bo nie wiesz jakie ja piszę oceny, a ja wiem i znam ich poziom.
UsuńAle wiesz, że często, ze ty uważasz, że coś jest idealne to nie wszyscy tak sądzą i będą w stanie udowodnić ci, ze się mylisz?
UsuńOjejku, jejciu, ale się przejęłam -.-
UsuńJa powiem tak - pożyjemy, zobaczymy, co z tej ocenialni będzie.
UsuńI myślę, że to koniec dyskusji na ten temat.
M.
Chyba nic dobrego nie wyniknie z ocenialni, której właścicielka sama sobie ją komentuje z jakiegoś innego konta...
UsuńCo masz na myśli anonimowy?
UsuńNo właśnie.
UsuńTo, że ,,Dusza'' i ,,Kropcia Krupcia'' to jedna osoba, widać na kilometr...
UsuńBardzo proszę nie wiązać mnie z tą dziewczyną! To że podoba mi się jej blog nie upoważnia nikogo do identyfikowania mnie z osobą nie potrafiąca znieść krytyki!
UsuńEwentualnie Dusza jest jest koleżanką z reala. :D
UsuńAno, też możliwe. Inny styl pisania mają.
UsuńNie własna, tylko sławna, znaczy się xD
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen blog wieje sandałem, z masłem
OdpowiedzUsuńCy ktoś nie miał napisać jakiegoś artykułu o stażach? Zdaje mi się, że die_Kreatur. Przydałoby się trochę ożywić Katalog.
OdpowiedzUsuńO tak tak, również na niego czekam!
Usuń