layout by wanilijowa background: Frigg Kitten: Zumzzet

środa, 9 października 2013

Wywiad z Kompanią Przysięgłych

Przede wszystkim dziękuję wszystkim, którzy nadesłali pytania, bez Was tego wywiadu by nie było. W celu uczynienia wywiadu płynniejszym oraz aby uniknąć duplikatów pytań pozwoliłam sobie na drobne modyfikacje, lecz sedno pozostało nieruszone.
Mam nadzieję, że dzięki temu dowiecie się o Kompanii czegoś nowego (nie ukrywam, że kiedy napływały pytania, sama się paru rzeczy dowiedziałam) lub przynajmniej ciekawego. Miłej lektury Wam życzę i… cóż, ode mnie to „do zobaczenia gdzieś i kiedyś”!


(Leaena): Kompania Przysięgłych słynie z renomy jednej z najlepszych ocenialni. Czy zawsze tak było? Czy za czasów Ławy Przysięgłych oraz Kompanii Ocenowej zdarzały Wam się jakieś wpadki?
(Szaman): Każdy dochodzi z czasem do pewnego poziomu, więc chyba nie od razu, zresztą, jakoś nigdy się nie zajmowałam śledzeniem tego, co na temat ocenialni mówią inni. A jeśli chodzi o wpadki… czasem zaglądam do swoich pierwszych ocen i chociaż nie są kompletną tragedią, to jednak wolę o nich nie pamiętać.
(Chiyo): Na Ławie pamiętam tylko jedną prawdziwą wpadkę. Może było ich więcej, ale albo były mniejsze, albo przez to, że wtedy na Onecie ocenialnie nie były pod aż takim ostrzałem, jakoś uszły. Konkretniej chodzi mi o ocenę stażystki Madness, której trafił się dość specyficzny blog do pierwszej oceny. Blog został oceniony pobieżnie, ale największym zawodem dla mnie był fakt, że zamiast się przyznać do błędu, przyjąć uwagi na klatę i obiecać poprawę, Madness napisała do mnie maila, że rezygnuje. Zero odpowiedzi na komentarz autorki bloga (mimo faktu, iż autorka sama przyznała, że mogła nie zgłaszać bloga do świeżej stażystki i że po części powinna winić siebie), zero jakiejkolwiek publicznej odpowiedzi na cokolwiek, tylko właśnie taka cicha rezygnacja. Reszta, jak powiedziałam, chyba jakoś uszła, więc może nie będę tak wszystkiego wywlekać na wierzch.
(Ziutencja): Nikt nie zaczyna z super opinią, na swoje pięć gwiazdek trzeba zapracować, nie wiem skąd w ogóle pomysł, że wystartowaliśmy jako najlepsza ocenialnia w mieście. Pamiętam czas, gdy jakimś niesamowitym cudem trafiła na Ławę prawdopodobnie Najbardziej Żenująca Oceniająca Świata, której nicku nie pamiętam (wielka to strata dla narodu) do dziś nie rozumiem, jak do tego doszło. To zdecydowanie Ławowa wpadka tysiąclecia.
(Miękko): Kiedy zaczęłam śledzić Ławę, miała już wyrobioną renomę, także z mojej perspektywy, owszem, było tak od zawsze. Ale pamiętam swoją własną pierwszą wpadkę na Ławie. Nie byłam wtedy jeszcze oceniająca, nawet nie myślałam o tym, żeby nią zostać, zaczęłam jednak myśleć o tym, żeby pisać poprawnie i z sensem, stąd też znalazłam się na stronie ocenialni i zabrałam za lekturę najświeższych ocen, a w jednej w nich znalazłam „objęcia Orfeusza” poprawione na „objęcia Morfeusza”, a że byłam na świeżo po seansie Matrixa, to poleciałam komentować, że jakże to tak, panie oceniające, przecież to dobrze było, a Morfeusz to w kinie, w Matrixie właśnie. Dodałam komentarz bardzo z siebie dumna, ale zaraz tknęło mnie przeczucie, że przecież nawet tego nie sprawdziłam, a to chyba jednak głupota. No i oczywiście głupotą się to po sprawdzeniu okazało, także wróciłam, spłoniona i zawstydzona, przepraszać za wytykanie błędów, które to błędami nie są. W międzyczasie oczywiście wszyscy już komentarz przeczytali i uśmiali się serdecznie, także przełknęłam dumę i dodałam, że fajnie, że nastrój komuś poprawiłam. Ale od tej pory wszelkie informacje sprawdzam trzy razy, zanim gdziekolwiek się wypowiem…

(Leaena): Kto więc wystąpił z propozycją połączenia Waszych starych ocenialni i czy byłyście w tej kwestii jednomyślne?
(Ziutencja): Fun fact: nie mam pojęcia jak do tego doszło, w tym dramatycznym czasie byłam tylko stażystką. Nie mam pewności, czy mój sprzeciw przeciwko takiemu obrotowi spraw cokolwiek by zmienił, nigdy tego nie sprawdziłam. Jedyne co się zmieniło w moim życiu, to zmniejszenie liczby ocenialni jakie śledzę tbh.
(Miękko): Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że pomysł był autorstwa Chiyo, Szamana albo wspólny. Tak, decyzja była raczej jednogłośna, przynajmniej mi nic nie wiadomo o jakichkolwiek buntach czy sprzeciwach, raczej uznaliśmy to wszyscy za pomysł sensowny, bo sensowne byłoby wszystko, co pozwoliłoby obu ocenialniom przeżyć. Wydaje mi się, że decyzja była bardzo dobra, obie ocenialnie zawsze były raczej blisko ze względu na bliską znajomość szefowych, także tak naprawdę wiele się nie zmieniło, poza nazewnictwem.
(Chiyo): Haha, pomysł połączenia Kompanii i Ławy jest baaardzo stary! Już parokrotnie prawie był wcielany w życie, bo Szaman mi narzekała, że Kompania podupada i że ocen mało, ale że w sumie ona sama kończyć z ocenianiem nie chce, po prostu nie zamierza zostawać na tonącym statku, że tak polecę metaforą. I na Ławie podobnie, zastoje itede. Ale wtedy jakoś zawsze się tak składało, że krótko po tych narzekaniach obie ocenialnie odżywały i pomysł odchodził na jakiś czas w zapomnienie. Nie pomnę już, która z nas pierwsza wpadła na to, aby połączyć ocenialnie, chyba wyszło to tak jakoś naturalnie i z obu stron, może Szaman pamięta lepiej. Gdy już do łączenia doszło, też jakoś tak samo wyszło, od nas obu i chyba pod wpływem jakiegoś takiego porównania, że nieogarnięcie Szamana to wypisz-wymaluj Jack Sparrow, a moje ogarnięcie to tak raczej Hektor Barbossa właśnie.
(Szaman): Właściwie pomysł na Kompanię Przysięgłych przewijał się w rozmowach z Chiyo od przynajmniej dwóch lat, o ile mnie pamięć nie myli i w pewnym momencie, kiedy kryzys na Kompanii i na Ławie osiągnął największy z dotychczasowych poziomów, stwierdziłyśmy, że właściwie pomysł jest dobry i po co trzymać dwie ocenialnie z gigantycznym zastojem, skoro można stworzyć jedną z trochę mniejszym.

(Leaena): Ile lat już oceniacie i ile blogów zmieliłyście, że tak to ujmę?
(Szaman): Ponad pięć lat, a zmielenie… co rozumiesz pod pojęciem zmielenie? Jeśli chodzi o to, ile blogów oceniłam, to nie wiem, bo przy reinstalacji przepadły mi wszystkie dokumenty, ale myślę, że sto na pewno, może trochę więcej. A jeżeli chodzi o to, ile ich uśmierciłam… no cóż, wszystko jest na Kompanii, trzeba umieć szukać.
(Chiyo): Lat jest pięć i trzy miesiące – sprawdziłam w końcu, kiedy dołączyłam do tej najpierwsiejszej ocenialni, której już nie ma. Z czego właśnie pięć lat jako Przysięgła. A blogów? Łojezu, w historii Ławy doliczyłam się jakichś stu pięćdziesięciu – plus ileś na wspomnianej już nieistniejącej ocenialni. Wtedy też miałam tempo i mnóstwo wolnego czasu, więc może i będzie z dwieście, chociaż pewnie raczej jakieś sto osiemdziesiąt, coś koło tego. A w każdym razie z pewnością zbyt wiele ich było, aby moja psychika nie nosiła teraz licznych blizn.
(Ferhora): Naliczyłam ostatnio, że ze cztery lata oceniam, ale z przerwami. Nie mam pojęcia, ile blogów zmieliłam, wiem mniej więcej, ile „uśmierciłam”. Kiedyś miałam ambicję zaglądania na blogi i czytania tych, które mi się podobały, ale niestety w moim przypadku było to niewykonalne na dłuższą metę. Część z nich istnieje, inne dawno poznikały lub zostały zawieszone.
(Miękko): Aż sprawdziłam — pierwsza moja ocena na Ławie jest z 31 stycznia 2012, czyli oceniam rok z kawałkiem, niedługo dwa. Ale wydaje mi się, że lepiej o moim stażu mówi liczba ocen, które w tym czasie napisałam — dziewięć na Ławie/Kompanii i trzy na Krytycznej, co razem daje zawrotną liczbę dwunastu ocen. Och, lubiłam myśleć, że jednak trochę więcej udało mi się napisać… Wydaje mi się jednak, że w tym czasie trochę się nauczyłam o krytyce literackiej i języku polskim, co sprawia, że na te dwanaście biednych ocenek spoglądam nieco łaskawszym okiem.
(Ziutencja): Od ponad roku i nie wiem, ile blogów zmieliłam, jakoś tak wyszło, że żadnego nie śledzę od czasu ocenienia, zresztą – nawet gdyby jakieś zmiany nastały, nigdy nie ma pewności, że to moja zasługa, a nie kogoś innego.

(Leaena): A ile czasu zajęło Wam wypracowanie takiego podejścia do oceniania, jakie macie teraz? A może ono się wcale nie zmieniło?
(Szaman): Znów bardzo względne pytanie! Właściwie ciężko na nie odpowiedzieć, bo system zmieniał się i zmienia cały czas, ale powiedzmy, że ze dwa lata trwało, zanim doszłam do tego, co jest ważne, a co nie i jeszcze trochę więcej, zanim nauczyłam się jasno wyrażać, o co mi właściwie chodzi.
(Chiyo): Trudno stwierdzić, bo moje się cały czas zmienia. Jak to mówią, tylko krowa nie zmienia zdania. Ale do aktualnego doszłam po jakichś dwóch i pół, może trzech latach oceniania. Później tylko wynajdywałam kolejne aspekty tekstu, o których mogłabym mówić.
(Miękko): Moje podejście ewoluuje z każdą oceną, którą uda mi się napisać albo przeczytać, czyli praktycznie nieustannie i nie wydaje mi się, żeby w najbliższym czasie miało się jakkolwiek ustabilizować. Nie jestem w stanie stwierdzić czy to dobrze, czy wręcz przeciwnie, wiem za to, że jest jedna rzecz, która pozostaje niezmieniona od samego początku — staram się i bardzo zależy mi na tym, żeby każda moja ocena była możliwie najbardziej wyczerpująca i pomocna dla autora opowiadania. Ostatnio niestety ten, swego rodzaju, perfekcjonizm znacznie spowalnia moje tempo oceniania, które i tak nie było nigdy powalające, co sprawia, że ocenki wiszą nade mną jak smutny wyrzut sumienia, a to spowalnia mnie jeszcze bardziej.
(Ferhora): W moim przypadku podejście do ocen i oceniania zmieniało się z wiekiem i ilością przeczytanych blogów. Zaczynałam poniekąd od „straszliwej oceniającej”, ale to mi szybko przeszło. Im więcej ma człowiek do tego dystansu, tym lepiej ocenia, tak mi się wydaje.
(Ziutencja): Ja nadal wypracowuje swój styl i pewnie będę go wypracowywać do końca swoich ocenialnych dni.

(die_Kreatur): Chiyo, Ferhoro, jak się czujecie z tym, że znalazłyście się w Galerii Sław? Szaman, Miękko, Ziutencjo, czy też macie ambicje się w niej znaleźć?
(Ferhora): Gdyby nie ten link, to nawet bym nie wiedziała, że się w niej znalazłam! Wbrew pozorom, naprawdę nie nurkuję w odmętach Internetów, a 99,9% miejsc, w których mnie rzekomo widziano i się w nich podobno wypowiadałam, nie wiedziałam, że istnieje. Czy jestem geniuszem zła? No głupia na pewno nie jestem, więc się chyba wydało. Ale pytanie było: jak się z tym czuję, no cóż mogę powiedzieć? Suaffa! Suaffa! A ja zawsze byłam na nią pazerna od najmłodszych lat!
(Chiyo): Przede wszystkim to dopiero przy okazji tego wywiadu dowiedziałam się o Galerii, wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, że coś takiego istnieje. Niemniej jednak bardzo mi miło, że znalazłam się tam za zasługi, nie za przewinienia. I jeszcze żem syrenka, łoho, aż się chce pośpiewać „Na morza dnie” czy inne syrenkowe przeboje! Ach, i dziękuję za docenienie „wieloletniej”! Niby takie nic, ale miło się człowiekowi robi, gdy ktoś zauważy, że to nie tylko ostatnie kilka miesięcy czy roczek, tylko właśnie długaśne lata (i oby ich jeszcze trochę było w równej formie).
(Szaman): Jak mi pokazałaś, że coś takiego jest, to właściwie miło byłoby się tam znaleźć, ale ambicje? Myślę, że nie.
(Miękko): Przeczytałam, że znalezienie się w Galerii jest różnoznaczne z byciem sławnym w ocenowym światku, co nigdy mnie specjalnie nie pociągało, więc nie, nie mam potrzeby ani ambicji, żeby się tam znaleźć.
(Ziutencja): Tak naprawdę niespecjalnie mi zależy, bo tak jakoś wyszło, że żyję w dramatycznym odcięciu od blogosfery (tyle mnie omija, o rety!) i pewnie w związku z tym nawet nie będę miała okazji się tam znaleźć, sad story. Jeśli jednak tam trafię, mam nadzieję, że będzie to zasługą mojej wspaniałej osobowości i urody.

(Demon): Czy kiedykolwiek naszła Was myśl, że to co robicie, czyli ocenianie, nie ma sensu?
(Miękko): Nie, raczej nie. Zawsze sądziłam, że dopóki znajdą się chętni do tego, żeby ich teksty ocenić, dopóty samo ocenianie będzie miało sens. Podstawowe prawa rynku, popyt, podaż i tak dalej. Owszem, ja sama często czułam się ocenianiem na wiele sposobów zmęczona czy zniechęcona i nie byłam pewna czy mam rzeczywiście siły, żeby nadal się tym zajmować, ale w samą instytucję oceniania nie zdarzało mi się wątpić.
(Ziutencja): Jasne, że tak. Oceniam krótko i już teraz mam wrażenie, że przy każdej ocenie się powtarzam, a opka są zazwyczaj do tego stopnia wtórne, że wystarczy autorom przeczytać parę wcześniejszych ocen na temat innych wtórnych opek, jfc.
(Szaman): Tak i to niejeden raz. Szczególnie, kiedy dostaję kilka blogów z rzędu, kiedy właściwie muszę w inne słowa ubrać to samo, co napisałam w ocenie poprzedniej i jeszcze poprzedniej, i jeszcze… To z reguły skutkuje sporym zastojem w ocenach, ale koniec końców zawsze wracam, bo może ten kolejny…
(Chiyo): Hmm, parokrotnie się zdarzyło. Ale jakoś zawsze szybko mijało albo samo, albo dzięki komuś, najczęściej jakiejś ocenianej osobie, która przywróciła mi wiarę w sens oceniania. Chociaż w moim przypadku to też raczej nie było na zasadzie „o, ocenianie jest bez sensu, skończę”, tylko bardziej „chyba już mi się nie chce, a w ogóle to zaraz będą jakieś wielkie zmiany w moim życiu, to kiedy ja znajdę czas na takie pierdoły?” – i jakoś zawsze się czas oraz chęci znalazły.

(Demon): Czy jest blog, który szczególnie zapadł Wam w pamięć?
(Chiyo): Całkiem sporo, jak się nad tym zastanawiam. Pozytywnie wszystkie te, które dostały ode mnie najwyższą ocenę i niektóre, które z powodu pierdów tej najwyższej nie dostały, jak np. Dzieci Boga Granic. A negatywnie – chyba nigdy nie przyszło mi oceniać niczego głupszego od Sounds of Soul. Tego „cudeńka” nie zapomnę do końca życia i zawsze będę się wzdrygać na jego myśl. O blogach pośrednich może nie będę się wypowiadać, bo się nagle okaże, że jest ich tyle samo co tych najlepszych i najgorszych w sumie, a i nie wszyscy autorzy mogą chcieć wiedzieć, z jakich powodów zapadli mi w pamięć, więc na tym poprzestanę.
(Miękko): Zakładam, że chodzi o blog, który kiedyś oceniałam, tak? Hm, być może pierwszy, który oceniałam — Listy z Wiednia — pamiętam, że czytałam kilkadziesiąt rozdziałów po kilka razy, upewniając się co do wszystkiego. Teraz wystarczy mi dwukrotne przeczytanie tekstu, żeby wyłapać wszystko to, na co myślę, że powinnam zwrócić uwagę, więc na to wielotygodniowe nawet zapoznawanie się z tekstem patrzę teraz z uśmiechem, ale też podziwem. A drugim, który zapamiętałam, jest pewnie Cantilena Inhonesta, której oceną zajmowałam się tak straszliwie długo, że myślałam, że nigdy jej nie dokończę. W końcu jednak udało mi się z nią uporać i dostałam w podzięce tak piękny komentarz, że wróciły mi siły i chęci do oceniania. Same teksty na blogu były ciekawe, wyraźnie widać było rozwój warsztatu autorki i różnice w pisaniu w różnych gatunkach. Także ze względów badawczych blog był i jest naprawdę dla mnie cenny.
(Ferhora): Małpie figle – pierwszy blog jaki oceniłam na Ławie Przysięgłych. Do tej pory pamiętam o czym był i że zrobił na mnie duże wrażenie. I Szmaragdowa Tablica – cudo! Bardzo żałuję, że Autorka przestała pisać tę historię.
(Szaman): Tak. Potterowski fan fick, dzięki (a może przez?) któremu legło w gruzach moje umiłowanie wszelkich kanonów. Jakkolwiek tekst w miarę pisania stawał się coraz bardziej słodki i durny, tak jednak jakieś 75% było fantastyczne.
(Ziutencja): Miałam w kolejce Klaudynki, to był czas.

(Leaena): A ogólnie jakie jest Wasze najbardziej wyraźne wspomnienie z czasów oceniania? Ktoś szczególnie zapadł Wam w pamięci? Albo jakaś śmieszna sytuacja?
(Miękko): To nie są aż tak odległe czasy, żebym mogła pielęgnować jakieś wspomnienia, także obawiam się, że nic szczególnego nie zapadło mi w pamięć prócz historyjki, o której wspomniałam przy okazji pierwszego pytania. Nie mam, niestety, na tyle długiego stażu, żebym miała o czym opowiadać.
(Szaman): Może to trochę głupie, ale pamiętam sytuację, jak założyłam Kompanię i ruszyłam na popularną akcję spamowania, dostałam potężny ochrzan od autorki bloga, który strasznie chciałam ocenić. Zabawne sytuacje? Jest ich mnóstwo, kiedy dzielimy się, głównie z Chiyo, mądrościami z niektórych dzieł.
(Ziutencja): Samo wstąpienie do Ławy (wówczas Ławy) to było wydarzenie, wcześniej przez bardzo długi czas z uwagą śledziłam wszystkie oceny i bardzo wiele się z nich nauczyłam, kiedy w końcu tu trafiłam, poczułam, że osiągnęłam wyższy poziom wtajemniczenia pisarskiego. Dobre uczucie.
(Chiyo): O blogach już wspomniałam, o wpadce na Ławie też, połączenie Ławy i Kompanii jest trochę oczywiste… To chyba wszystkie z tych najbardziej zapadających w pamięć rzeczy. Bo nie tak stricte związane z ocenianiem, to najlepiej wspominam spotkania z najróżniejszymi Przysięgłymi (i Kompaniowiczami, jeśli mogę ich tak nazwać). Wszystkich nie udało mi się poznać osobiście, ale te spotkania, które się udały, były boskie!
(Ferhora): Chciałabym w tym miejscu bardzo serdecznie pozdrowić Roberta!

(Demon): Co sądzicie na temat „gównoburz”, które są tak popularne w dzisiejszym blogowaniu?
(Ziutencja): Nie wiem, trzymam się z dala od blogosfery, ale brzmi A+, klasa, szyk, wdzięk, glamour.
(Ferhora): Uwielbiam gównoburze! Są fascynujące! Nie ma to jak „pełnowartościowa, zbilansowana gównoburza”. Robią mi dzień!
(Chiyo): Mnie one specjalnie nie obchodzą. Nie angażuję się, bo nie mam czasu nadążać za miliardem komentarzy na minutę, które są wtedy publikowane, chociaż jak ktoś jakąś streści, to można się nawet pośmiać (zwłaszcza jak streszcza je na przykład Ferhora). Smutne jest jednak to, że chyba najczęściej takie gównoburze powstają, bo ktoś nie umiał przyjąć kilku słów obiektywnej prawdy czy konstruktywnej krytyki do wiadomości…
(Miękko): Co sądzę? Chyba nic. Jeżeli ktoś ma potrzebę się denerwować i produkować, to niech to robi, to w końcu Internet, nikt tu nikomu nie będzie niczego zabraniał. Zdarza się, że jakiś pojedynczy komentarz mnie rozbawi, jeżeli na coś takiego się natknę, ale zazwyczaj wydaje mi się to męczące, bezcelowe i często okrutne. Bardzo nie lubię mieszać się w takie rzeczy, ale czasem aż mi ręka drży, kiedy powstrzymuję się przed napisaniem obszernego komentarza, który i tak nie zostałby odpowiednio odebrany, do niektórych nie trafiają żadne argumenty, a ja nie lubię tracić czasu, naprawdę, wystarczająco już go marnuję na inne głupoty.
(Szaman): Bardzo popularne, bardzo głupie i bardzo irytujące. Jak się wywiązuje, to się nie odzywam, nie wypowiadam, bo osoby, które wywołują i podgrzewają nie chcą się dowiedzieć, co myśli kto inny, chcą tylko zmusić resztę, żeby przyjęła ich punkt widzenia, motając się, rzucając i zaprzeczając sobie w każdym zdaniu w taki sposób, że nie jestem w stanie czytać tych kilometrowych wypowiedzi, które, czasem mam takie wrażenie, są pisane po to, żeby pisać, a nie przekazać informację.

(Anonimowy): A jak myślicie, dlaczego ludzie tak często używają angielskiego w swoich blogach?
(Miękko): Angielski język i kultura już jakiś czas temu przesiąkły niepostrzeżenie do naszej polskiej kultury i nic w tym dziwnego, w końcu każda epoka miała swój egzotyczny język, którego znajomość była wyznacznikiem obycia i wykształcenia, nasze czasy są inne tylko dlatego, że teraz języków tych jest pełno. Także mamy teraz amerykańskie i angielskie seriale i filmy, muzykę, literaturę, czyli bardzo duża część kultury popularnej wywodzi się z krajów anglojęzycznych, a razem z nią przychodzą powiedzonka, cytaty z różnych utworów, które, co jest normalne, lepiej brzmią w języku oryginalnym. Zresztą, teraz znajomość angielskiego jest absolutną koniecznością, a jego nauka zaczyna się coraz wcześniej, nic więc dziwnego, że staje się dla wielu praktycznie drugim językiem i młodzi ludzie posługują się nim wymiennie z językiem polskim.
(Szaman): Bo angielski jest wszędzie, filmy w większości oglądamy angielskie, muzyki słuchamy w tym języku, po prostu przesiąka się tym. Z reguły nie mam nic przeciwko, tym bardziej, że sama używam języków, których znam, chyba że ktoś przesadza, ale to z reguły się widzi.
(Chiyo): Angielski się zrobił albo modny, albo tak powszechny w mediach wszelkiego rodzaju, że bloggerzy nie zdają już sobie sprawy z tego, że go nadużywają. A prawdopodobnie po trochę z obydwu powodów.
(Ferhora): Bo to takie kul i trendi? Chociaż biorąc na słuch, to niektóre rzeczy naprawdę brzmią lepiej po angielsku niż w naszej szeleszczącej mowie ojczystej. Niech sobie używają, byle poprawnie.
(Ziutencja): Kate to bardziej zajebiste imię niż Kasia.

(Anonimowy): Macie jakieś plany związane z literaturą? Chcecie wydać swoje dzieła czy piszecie tylko do szuflady? A może nie piszecie wcale?
(Szaman): Piszę, piszę, dużo dłużej niż oceniam, plany na wydanie zawsze są, ale gorzej z ruszeniem tyłka i zabraniem się do wszystkiego na poważnie, jak do pracy. Bo zawsze jest coś. A to nauka, a to trzeba napisać jedną, drugą, piątą pracę zaliczeniową, a to trzeba najpierw skończyć opowiadanie na blogu (bo jak się zaczyna, to się kończy), a to nagle życie poza Internetem zaczęło istnieć i jakoś tak jeszcze do niczego się nie zabrałam oprócz kilku pomysłów. Ale co się odwlecze, to nie uciecze, im więcej czytam i więcej się uczę, tym więcej mam materiału na powieść i większe podstawy, żeby coś sensownego z tego wyszło.
(Ferhora): Oczywiście! Czekam na dzień, w którym zostanę suaffną pisarkom! Mam nawet już swój pseudonim artystyczny.
(Ziutencja): Plan jest taki: wydaję książkę, która staje się bestsellerem, jednocześnie zostaje przez krytyków uznana za Objawienie Literatury, zgarniam wspaniały fandom, dla którego będę autorytetem, a z moich wywiadów będzie czerpał Mądrości Życiowe, które, przekazywane przez nich dalej, uczynią świat lepszym miejscem. Sława i rozgłos zapewnią mi pieniądze, a więc władzę, dzięki temu zdobędę środki do walki z wielkimi korporacjami i kiepskimi pornofikami. Po drodze zdobywam nagrodę Nobla i trafiam do podręczników języka polskiego, moja śmierć staje się ogólnoświatową tragedią, pozostaje po mnie wspaniały dorobek literacki, zapłakani fani wspominający o mnie wnukom z kryształową łzą na policzku i trochę ładniejszy świat.
(Miękko): Nie wydaje mi się, nie jestem na tyle systematyczna, żeby w najbliższym czasie udało mi się jakikolwiek tekst skończyć, zawsze znajduję tyle innych rzeczy do zrobienia, jestem wiecznie w niedoczasie i nieprzygotowana, a w moich tekstach dokładnie to widać (a szkoda, bardzo chciałabym to ukryć, a najlepiej zwalczyć). W związku z tym kiedy już piszę, to piszę do szuflady, a po odleżeniu wrzucam na bloga i mam nadzieję, że ktoś znajdzie chwilę, żeby to przeczytać i skomentować. Próbowałam kiedyś zmuszać znajomych do czytania moich tekstów i recenzowania ich, ale dzielnie się opierali, ograniczając się niezmiennie do krótkiego i kompletnie niekonstruktywnego „jest super, pisz dalej”. To, wbrew pozorom, okropnie demotywujące.
(Chiyo): Byłoby miło się kiedyś wydać, chociaż mam wrażenie, że ostatnio to marzenie zelżało nieco, że jeszcze parę lat temu mocniej życzyłam sobie wydania. A może po prostu fakt, że dziś nie tylko najróżniejsze tfory, twory i Twory są wydawane (przy czym częściej te dwa pierwsze), ale też każdy może się wydać (bo i druk staniał, i Amazon Kindle ułatwia wydanie e-booka) odebrały byciu wydanym pewnego prestiżu czy też poszanowania, więc nie czaruje to już tak, jak czarowało, gdy zaczynałam pisać? Chagiewu, jak to mawiają.

(Leaena): Czy jest jakiś klasyk lub bestseller, który w żaden sposób nie poruszył Waszego serca i nie rozumiecie, w jaki sposób wzbudza tyle pozytywnych emocji?
(Chiyo): Krzyżacy! Jesu Christo, wynudziłam się przy tym za wszystkie czasy, chociaż przynajmniej przeczytałam do końca, zamiast uciekać się do streszczeń czy filmu. Poza tym nie miałam aż takiej styczności z klasykami, powoli nadrabiam to teraz, ale pewnie też fakt, że się za nie biorę z własnej woli ma wielki wpływ na mój odbiór. Może gdybym za Krzyżaków wzięła się sama, w momencie, w którym dojrzałabym do nich emocjonalnie, to dostrzegłabym dobre strony? Póki co jestem wystarczająco do Krzyżaków zniechęcona, by próbować po raz drugi.
(Miękko): Hmmm… Z ostatnich pozycji, to oczywiście Zmierzch i pochodne, wszystkie te książki pod rozkosznym szyldem „porno dla mamusiek”, ale nie można o nich powiedzieć, żeby powszechnie wzbudzały pozytywne emocje, są raczej kontrowersyjne. Jeszcze Millenium, którego nie zdołałam przemęczyć, bo chyba umarłabym z nudów. A z klasyków to może Lalka, której nie mogłam znieść przez bohaterów, nie przekonuje mnie też Bruno Schulz i jego język.
(Szaman): Nic mi nie przychodzi do głowy, jeśli chodzi o klasykę, a bestsellery… no cóż, nazwa mówi sama za siebie – one nie mają być wartościowe, mają się sprzedać, więc z reguły to, co pojawia się na liście specjalnie mnie nie zachwyca, o ile zdecyduję się przeczytać.
(Ziutencja): Żaden klasyk mnie jakoś nie oburzył, ale mam jeszcze przed sobą parę takich, jest nadzieja, że coś mnie srogo zawiedzie. Czytam klasyk i nawet jeśli uważam go za godny politowania, łapię, czemu jest klasykiem. Na razie na szczycie listy jest Żeromski i jego Ludzie bezdomni, co to jest w ogóle. Przedwiośnie zresztą też. Żeromski, dude, litości.
Nie wiem też, skąd w tym pytaniu pada „bestseller”, skoro powszechnie wiadomo, że często bestsellerem zostaje byle shit, którego nieznoszenie jest w dobrym tonie w pewnych kręgach. To oczywiste, że mogłabym godzinami wymieniać lipne bestsellery, ale na szczycie moje „wtf” listy przebojów na zawsze pozostanie Pięćdziesiąt twarzy Greya.
(Ferhora): Zmierzch? Oczywiście nie jako klasyk, a bestseller… Choć podobno to nawet nie literatura… Mam jawne uczulenie na ten tFur.

(Demon): Jaka jest Wasza ulubiona męska postać książkowa i dlaczego?
(Ferhora): Nie mam… aż się sama sobie dziwię…
(Szaman): Jest dużo postaci męskich, które lubię, ale kiedy od razu po przeczytaniu pytania zaczęłam przekopywać w głowie kolejne książki i postaci, doszłam do wniosku, że nikt mi nie zapadł w pamięć tak bardzo.
(Miękko): Śmierć Pratchetta przychodzi mi do głowy jako pierwszy. Ze względu na poczucie humoru i, cóż, wszystko mi się w nim podoba, wykreowany jest cudnie, czyta się o nim świetnie. Potem Hercules Poirot Christie, tak, zdecydowanie, mały Belg zajmuje szczególne miejsce w moim sercu, wychowywałam się na kryminałach z nim w roli głównej i uważam, że jest absolutnie uroczy. Wtrącenia, enigmatyczność i całokształt charakteru plasują go bardzo wysoko na mojej liście. No i najlepiej rozwiązuje zagadki! I ostatni, naprawdę, bo nie byłabym w stanie wybrać jednego — Ignacy Borejko, czyli Perfekcyjna Głowa Rodziny. Dla niego przyjechałam do Poznania. No dobra, może nie do końca, ale nie umniejsza to mojej sympatii do niego i jego fantastycznego roztargnienia, ciepłego charakteru i tego, że jest sobą, no. Oddałabym wiele, żeby mieć takiego dziadka.
(Chiyo): Męska i jeszcze ulubiona? Ojej, trudne, moimi ulubionymi postaciami zazwyczaj są te kobiece. Hmm, hmm… Po długim namyśle chyba nie wybiorę jednej, waham się mocno między doktorem Dolittle a Fafrydem i Szarym Kocurem, o których trzeba mówić razem. Doktora Dolittle uwielbiałam jako dzieciak i uwielbiam nadal za jego liczne talenty, poczciwość i wielkie serce, zaś parę barbarzyńca-łotrzyk za humor oraz przygody, które wciągnęły mnie bez reszty. Ostatnio też coraz bardziej cenię sobie Herculesa Poirot, ale to jeszcze za wcześnie i za mało książek, bym mogła o nim mówić jak o ulubieńcu.
(Ziutencja): Mamy XXI wiek, a literatura nadal nie dała mi takiego bohatera, jakiego pragnę, skończy się na tym, że sama będę musiała go napisać. Jeszcze nie trafiłam na kogokolwiek, kto urzekłby mnie do głębi i wzbudził we mnie chęć pisania pornofików. A może za mało książek przeczytałam.
Przełamywanie czwartej ściany czy coś, czyli pytanie zwrotne: czemu akurat postać męska? A nie „jakakolwiek postać” albo „postać kobieca”? Tell me.

(Leaena i Anonimowy): A Wasze autorytety? Jacy są wasi idole albo po prostu osoby jakie podziwiacie, ale niekoniecznie w sensie literackim?
(Szaman): Chyba nie mam takich, jeśli chodzi o literaturę, a co do idoli? Większość osób z mojego otoczenia ma przynajmniej jedną cechę, która według mnie zasługuje na naśladownictwo. Nie spotkałam jeszcze osoby, którą byłabym w stanie uznać za autorytet bez cienia krytyki.
(Ziutencja): Otaczają mnie setki świetnych ludzi, każdy z nich ma jakąś fajną cechę, którą w nich podziwiam, więc w pewnym sensie pół świata stanowi dla mnie autorytet. Są jednak dwie osoby, które zajmują szczególne miejsce w moim sercu, a są to Lee Hyori i, uwaga to szokująca wiadomość, Nicki Minaj. Obie to kobiety sukcesu, bardzo mądre i dobre, pełne ciepła, a jednocześnie bardzo silne, pewne siebie i niezależne, poza tym urocze i zabawne, piękne oraz co najważniejsze bardzo wartościowe. Skłamię, jeśli powiem, że nie aspiruję do bycia kimś takim jak one.
(Chiyo): Sporo ich jest, bo nie mam jednego autorytetu nad wszystkimi innymi. Mam inne, jeśli chodzi o ocenianie, inne jeśli o pisanie, inne w życiu akademickim, inne w życiu codziennym, inne na wymarzone życie zawodowe, itede, itepe, etcetera. Ale żeby nie było, że unikam odpowiedzi, to wspomnę może o Dagi, założycielce PF-u, której energia oraz zorganizowanie są mistrzowskie, i o Annie fur Laxis, która jest wielka i wspaniała, klękam przed nią, jestem cichą psychofanką i mogę tylko marzyć, że kiedyś, w trakcie występu, odpadnie jej z kostiumu cekin albo piórko i dostąpię zaszczytu podniesienia go, zabrania do domu i schowania w jakimś pięknym, sekretnym pudełeczku.
(Miękko): Ojej, to jest bardzo trudne pytanie. Jest wiele ludzi, których podziwiam za konkretne rzeczy, ale nie byłabym w stanie wskazać autorytetu jako takiego. Zresztą, ostatni raz zastanawiałam się nad tym na teście po podstawówce, kiedy miałam wypracowanie w tym stylu do napisania i tak długo próbowałam wymyślić coś sensownego, że w końcu stanęło na Janie Pawle II — wiadomo, najbezpieczniejsza opcja, która zadowoli każdego egzaminatora.
A więc jestem chyba bezautorytetową, anarchistyczną świnką, przykro mi bardzo.
(Ferhora): Łan Dajrekszon! Nie no, dżołk, definitywnie wolę Britney.

(Anonimowy): Macie jakieś utwory literackie/piosenki/obrazy/cytaty/filmy/inne dzieła sztuki, które są dla was ważne z jakiegoś powodu? 
(Ziutencja): Miss Korea od Lee Hyori to dla mnie Bardzo Ważna Piosenka. Hyori napisała ją z myślą o tych kobietach, które z jakiegoś powodu nie czują się dobrze we własnej skórze, by dać im poczucie komfortu i uświadomić im, że są naprawdę piękne i wartościowe. Nie będąc obywatelką Korei, nie byłam zapewne jej najważniejszym targetem, a parę kwestii poruszonych w utworze kompletnie mnie nie dotyczy, ale tekst nadal bardzo mocno do przemawia, tym bardziej, że przemawia Hyori, kobieta, która bardzo mi imponuje.
Bardzo długi czas zajęło mi budowanie poczucia własnej wartości i ta piosenka nie była może żadnym ogromnym kamieniem milowym na tej długiej i wyboistej drodze, ale na pewno bardzo mi pomogła i nawet teraz, gdy przeżywam chwile słabości, przesłuchanie tego utworu bardzo mi pomaga.
Bonus: ładny teledysk i ładna kobieta, a także ładna piosenka, wspaniale.
(Miękko): A pewnie, całe mnóstwo. Z każdą piosenką, każdą książką, każdym filmem i każdym obrazem/rysunkiem/grafiką/etc. wiążę jakieś wspomnienie, niektóre są bardziej, inne mniej wyraźne i określone, ale zawsze będę z sentymentem spoglądać na Jeżycjadę, muzykę Magdy Umer, książki Terakowskiej, Doroty zresztą, i, oczywiście, jakże by inaczej, Śniadanie u  Tiffany’ego z Audrey Hepburn.
(Ferhora): Tyle tego, że nie ma co zaczynać wymieniać. W moim życiu najważniejsza była muzyka, każdy etap mojego życia jest powiązany z jakąś piosenką czy utworem.
(Szaman): Opowieści z Narnii, bo od tego zaczęła się moja przygoda z fantasy, Wiedźmin, bo wtedy odkryłam, że uwielbiam swojski i mało górnolotny styl pisania, filmy… oglądam ich niewiele i w sumie dla przyjemności, rzadko kiedy są dla mnie coś więcej, obraz – Kosovka devojka i wiersz o tym samym tytule (przełożony na polski jako Kosowska dziewczyna chyba, nie dam sobie ręki uciąć, bo jak miałam reinstalkę systemu, to się zgubił), muzyka zawsze i wszędzie, szczególnie rusza mnie muzyka bałkańska, dokładniej z byłej Jugosławii – nie raz zdarzało mi się popłakać, bo w tym języku wszystko jest takie piękne. Cytaty? Jeden. Na Vivie był kiedyś jakiś program (chyba) i reklamował go tekst, który kończył się słowami: Rób co chcesz, ale tylko wtedy, kiedy wiesz po co. I tym się kieruję.
(Chiyo): Mgły Avalonu jako książka zawsze i wszędzie, to ona mnie ukształtowała i kształtuje nadal, bo co do niej wracam, to odkrywam coś nowego. Z piosenek… Hmm, jest ich wiele, ale ostatnio taką najważniejszą jest Ue wo muite arukou Kyuu Sakamoto, gdyż dzięki niej ostatecznie podniosłam się po śmierci bliskiej mi osoby. Nie przychodzą mi do głowy żadne obrazy, jeszcze nie znalazłam filmu, o którym mogłabym powiedzieć, że jest dla mnie ważny – chyba że te wszystkie rodzinne, z powodu godzin wspomnień, jakie zostały na nich zawarte. A z innych dzieł sztuki to pewnie popiersie Nefertiti. Pierwszy raz mnie uderzyło, gdy przeczytałam o nim jakiś artykuł w Angorze, a kilka lat później, kiedy zobaczyłam popiersie na żywo w muzeum w Berlinie, autentycznie zamarłam w zachwycie.

(Leaena): To tak bardziej światopoglądowo, jaki jest Wasz stosunek do wszelkich anomalii/patologii na tym padole łez, zwanym światem? Uważacie, że są naturalną częścią systemu, czy może wierzycie, że ludzkość jest w stanie stworzyć w pełni szczęśliwe społeczeństwo?
(Miękko): Ja jestem generalnie upośledzona politycznie, gospodarczo i we wszelkie inne sposoby związane z krajem i społeczeństwem, wiec na takie kwestie najczęściej nie mam poglądu, jestem osobą młodą, nie lubię sobie takimi sprawami zaprzątać głowy, wolę zamiast tego skoczyć do kina na jakiś fajny film albo przeczytać ciekawą książkę, na którą nigdy nie mam czasu. Nie oglądam telewizji, nie słucham radia i nie czytuję gazet (poza, może, Przekrojem, ale zawsze pomijam wszelkie artykuły dotyczące aktualności w kraju i na świecie), nie wiem więc kompletnie nic o tym, co się dzieje i które przestępstwa czy dewiacje są aktualnie na tapecie, nie jestem się więc nawet w stanie do tego pytania odnieść ogólnikowo, coby chociaż pozory zainteresowania stworzyć. Ja w ogóle nie lubię na takie tematy rozmawiać, bo to zawsze prowadzi o bezsensownych kłótni poglądowych albo jeszcze bardziej bezsensownego nakręcania się wzajemnego i potakiwania sobie nawzajem. Także tutaj spasuję.
(Chiyo): Zasadniczo to uważam, że always look on the bright side of life. Staram się nie skupiać na tym, co jest na tym świecie złe, bo tego jest zwyczajnie za dużo jak na mój mały rozumek i wrażliwe serducho. Ale tak ogólnie to ludzie chyba nie byliby w stanie stworzyć tęczowego, w pełni szczęśliwego społeczeństwa. Raz że za dużo jest gustów, opinii i preferencji, by to wyszło (a ludzi jest ponad siedem miliardów!), a dwa – skoro na małą skalę się nie udaje i mamy nieszczęśliwe rodziny, klasy w szkole, sąsiedztwa itd., to czemu miałoby się udać na tak gigantyczną jak cała Ziemia i jej siedem miliardów ludzi?
(Ferhora): Entropia jest zupełnie naturalna, to porządek jest zjawiskiem egzotycznym. Anomalie i patologie były, są i będą. Gdyby ludzkość była w stanie stworzyć w pełni szczęśliwe społeczeństwo, to by je stworzyła, ale jak mówi przysłowie „każdemu nie dogodzisz”, więc zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie miał jakieś „ale”, albo inny światopogląd.
(Szaman): Nie jest. Uważam, że człowiek z natury jest dobry i nikt mi nie wmówi, że jest inaczej, ale wiem, że są, jak to ładnie stwierdziłaś, anomalie i patologie, które nigdy nie znikną. Są ludzie silni i ludzie słabi, których łatwo zdominować i ukierunkować według swojego widzimisię i jak taką silniejszą osobowością jest właśnie anomalia, kończy się tak, jak świat widział już nieraz.
(Ziutencja): Nie jestem idealistką i jakoś ciężko mi uwierzyć w wizję świata idealnego, ale kto wie, może nauka posunie się kiedyś do przodu do tego stopnia, że zdołamy usnąć jakiś Gen Zła, takie rzeczy. Przy obecnych warunkach kulturowych i naukowych niestety utopia nadal pozostaje w strefie marzeń i jedyne co można z nią zrobić, to omówić poruszające jej temat teksty na lekcji polskiego, ale z drugiej strony, kiedyś niewolnictwo było normą, może kiedyś włamania czy gnębienie otyłej koleżanki też będą nie do pomyślenia.
Ważne jest, by pamiętać, że stwierdzenie „świata nie da się naprawić, zły będzie forever-forever” jest bardzo niebezpieczne. Trudno jest otwarcie stawiać się złu, a „świata nie naprawisz” to tylko świetna wymówka, by tego nie robić i móc wrócić do ciepłego łóżeczka, gdzie nie zaznamy przemocy czy biedy.

(Anonimowy): Co studiujecie/studiowałyście/będziecie studiować?
(Miękko): Informatykę na UAM-ie, którą polecam tylko i wyłącznie tym, których to naprawdę interesuje, bo inaczej umrzecie, narzekając na analizę czy inne bazy danych. Kierunek jest, owszem, przyszłościowy, ale mocno specyficzny i bardzo pochłaniający czas, bo na uczelni nie robi się nic, ale za to poza nią każdą chwilę najlepiej spędzić na kodowaniu albo liczeniu całek. Inaczej ani rusz.
(Chiyo): Japonistykę. Jeszcze przez następne dwa lata.
(Szaman): Slawistykę, konkretniej nastawiona jestem na Bałkany, jeszcze konkretniej, Bułgaria i Serbia. Nie wyobrażam sobie zajmowania się w życiu czym innym.
(Ziutencja): Studia jeszcze przede mną i na pewno to będzie jakaś neofilologia. Jakakolwiek. Odpowiada mi nauka dowolnego języka, a zwłaszcza tego, którego korzenie nie tkwią w antycznej Europie, nadal jednak mocnymi kandydatami pozostaje rusycystyka i ukrainistyka, tuż obok ugrofinistyki, sinologii i koreanistyki. Ale tak naprawdę wszystko mi jedno, prawdopodobnie wybiorę kierunek z pomocą wyliczanki, odlot, szał, punk rock.
(Ferhora): Ja, odwieczna studentka się nie wypowiadam…

(Demon): Najgorszy przedmiot w szkole to…?
(Ziutencja): Matematyka spędza mi sen z powiek, takim jestem typowym humanistą.
(Szaman): Najgorszy w jakim sensie? Z perspektywy czasu muszę powiedzieć, że nie ma przedmiotów nieprzydatnych, to na pewno. A ja najbardziej nie mogłam znieść fizyki, bo nauczyciel był nudny, przez co lekcje też, wf, bo swojego czasu baaardzo nie lubiłam się ruszać i przedsiębiorczość, bo tak, o.
(Miękko): Mam fatalną orientację przestrzenną i jeszcze gorszą pamięć, więc geografia zawsze była moją zmorą, ale z perspektywy studiów każdy szkolny przedmiot był miodny i nieprzyzwoicie łatwy do zaliczenia.
(Ferhora): Z perspektywy czasu dochodzę do wniosku, że nie ma czegoś takiego jak najgorszy przedmiot. Są tylko debilni nauczyciele…
(Chiyo): Dzwonek. To ustrojstwo zdecydowanie rozsadza uszy oraz mózg.

(Demon): A najstraszniejsza rzecz, jaką przeżyłaś to…?
(Ziutencja): Poprawka z matematyki.
(Ferhora): Jak myślałam, że mnie mama przyłapała na wagarowaniu. Kiedy wróciłam do domu, czekała praktycznie w wejściu i oznajmiła ze złością, że ona już wszystko wie i dostanę w skórę! Po chwili okazało się, że widziała mnie, owszem, ale jak nie miałam czapki na głowie, a że była to pora późnojesienna, kobieta zdenerwowała się na lekkomyślność córki. Wtedy przeżyłam swój mały, prywatny atak serca.
(Szaman): Wiadomość, że ktoś bardzo dla mnie ważny choruje na raka.
(Chiyo): Wolałabym o tym nie mówić, zbyt osobisty strach.
(Miękko): To, naturalnie, rzecz którą wolałabym się nie dzielić.

(Leaena): Jakie jest najbardziej rzucający się w oczy paradoks Waszej osoby?
(Miękko): Naszej wspólnej? Nie mam pojęcia, może to, że jesteśmy jedną osobą i mamy wspólny nas paradoks.
A ja sama, personalnie i osobiście, lubię myśleć, że jestem całkiem spójna i mam sens.
(Szaman): Pedanteria mieszająca się z totalnym bałaganem w życiu, w mózgu i w pokoju.
(Ferhora): Robię dziwne i bezmyślne rzeczy, ale na koniec i tak mi się większość udaje i zawsze spadam na cztery łapy.
(Chiyo): Erm, nie wiem. Trudno mi ocenić, które z moich paradoksów rzucają się w oczy, już nie wnikajmy w to, że każdemu rzuca się w oczy co innego. Chociaż jeśli już miałabym coś wymienić, to chyba fakt, że jestem jednocześnie dobrze zorganizowana i ogarnięta oraz kompletnie nieogarnięta i nieodnajdująca się w życiu codziennym. W moim wydaniu dowcipy o ludziach wkręcających żarówki zmieniają się w rzeczywistość, kiedy otworzenie puszki czy słoika doczekuje się rozwiązań godnych niezgorszego inżyniera, a przynajmniej kreatywnego studenta. Welcome to Oxford, gdzie zrobimy ci papkę z mózgu i pozbawimy jakiejkolwiek zdolności funkcjonowania w szarej codzienności.
(Ziutencja): Jestem zbyt piękna, by żyć.

(Leaena): Gdybyście miały oddać jestestwo swojej osoby w jednym zdaniu w czasie przeszłym w narracji trzecioosobowej liczby pojedynczej, jak by ono brzmiało?
(Chiyo): Była międzynarodową dziewczyną, która starała się zachować pozytywne nastawienie i poukładać wokół siebie wszystko tak, aby nie znajdowało się nigdzie indziej niż na swoim miejscu.
(Ferhora): Zawsze chciała robić wszystko w swoim życiu po kolei i tak, jak ma być, ale na każdym kroku wszechświat dawał jej dobitnie do zrozumienia, że przeznaczone jej jest zaczynanie od ogona strony albo gdzieś w środku, ale na pewno nie od początku i nie po kolei.
(Miękko): Zbrązowiały, jesienny liść zdołał w końcu oderwać się od drzewa, które łaskawie żywiło go przez ostatnie trzy czwarte roku i poszybował niespiesznie w niebo z okrzykiem: „Przygoda!” na ustach.
(Szaman): Jest tylko jedna rzecz w życiu, której naprawdę żałuję. W czasie przeszłym nie ma, a to jest idealne.
(Ziutencja): Niemożliwością było oddanie całego jej wdzięku, urody i klasy w jednym zdaniu w czasie przeszłym w narracji trzecioosobowej liczby pojedynczej.

54 komentarze:

  1. Wywiad boski jak zawsze:)
    A co to pytania zwrotnego dotyczącego pytania na temat czemu akurat "Ulubiona postać książkowa męska" to dlatego gdyż sama nie jestem w stanie wyodrębnić swojego męskiego bohatera i zastanawiałam się czy może któraś z was ma taki sam problem:)
    Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny wywiad. :)
    Cóż, miłego wyjazdu, Chiyo, szkoda, że nie będziemy już czytać Twoich wywiadów, ale oceny nadal będą. :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się w końcu wezmę w garść, to będą. ;) Ale bez obaw, zamierzam się wziąć we wspomnianą garść prędzej niż później.

      Usuń
    2. Co znaczy, że z Maminą organizacją stanie się to całkiem szybko ;)

      Usuń
    3. Hm, zdefiniujmy może "całkiem szybko"? :P

      Usuń
  3. Prawie wszystkie pytania zadawała Leana...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Leaena, jeśli już

      Usuń
    2. Na odzew od narodu nie mam wpływu, widać Leaena miała najwięcej nurtujących ją kwestii.

      Usuń
    3. Aleeeee too... chyba nie jest problem?

      Usuń
    4. Dlaczego miałby być?

      Usuń
    5. Właśnie nie, dlatego pytam, bo tak mi to "zabrzmiało" (o ile na piśmie coś może zabrzmieć).

      Usuń
    6. Nieno, tak zauważyłem, i tak o napisałem.
      No tak, literkę zgubiłem, przepraszam.

      Usuń
  4. nienawidze krzyzakow. tak milo znalezc kogos, kto sie w koncu ze mna zgadza. brrr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TAK! Krzyżacy to zło! O.O Na kolesi w klasie, którym się to podobało (a było ich całych dwóch) patrzyłam jak na kosmitów.

      Usuń
    2. "Krzyżacy" są fantastyczni. :D

      Usuń
    3. Trollujesz czy mówisz poważnie?

      Usuń
    4. Och nie, właśnie mam przeczytać ,,Krzyżaków''... No trudno, muszę się pomęczyć. :(

      Usuń
    5. Ale ja też lubiłam "Krzyżaków"... :c

      Usuń
    6. "Krzyżacy" to jedyna powieść Sienkiewicza, z którą nie mam problemów. I z "Ogniem i mieczem", no ale wiadomo - Bohun...

      Ja natomiast wyrażę moją empatię z Ziutencją - Żeromskiego nie mogę. Ale "Ludzie bezdomni" czy "Przedwiośnie" jeszcze ujdzie, t da się przeczytać razem z "Dziejami grzechu", chociaż to już jest na poziomie fabuły i zakończenia zrypane, bo Żeromskiemu się nie podobało (pfff), ale wiadomo - seksy są. Nie wiem, czy czytałaś może "Popioły" - mam nadzieję, że ci tego oszczędzono ;-D

      Usuń
    7. Piszę całkowicie poważnie.

      Usuń
    8. a ja lubie przedwiosnie!
      co do sieknkiewicza - nic nie przelklne; ale krzyzakow najbardziej. brrr. to prawie tak okropne jak syzyfowe prace (ze tak pozostane w temacie)

      Usuń
    9. Akurat ,,Syzyfowe Prace'' były okey...

      Usuń
  5. Niektóre zadane przeze mnie pytania wydają się dziwnie (lub niepoprawnie) brzmieć, na przykład to z paradoksem, ale miałam problemy z ujęciem ich w lepsze słowa, a a na zbyt długie myślenie nad takimi drobiazgami ostatnio nie mam ochoty. (Z drugiej strony świadczy to o moim braku wyczucia językowego, ale już nie będę się tak usprawiedliwiać.^^) Także, jeśli coś okazało się niezrozumiałe, wybaczcie.

    To, że te pytania mnie nurtowały, to chyba zbyt mocne określenie. Ale niech będzie.

    Bardzo przyjemnie się czytało. Szczerze powiedziawszy, część odpowiedzi łatwo było przewidzieć, bo pytania zadane przeze mnie (oraz innych bloggerów) były raczej bardzo ogólne, ale ciekawość, jak na nie odpowiecie, spowodowała, że zdecydowałam się na taką formę. Podobało mi się, jak zręcznie wybrnęłyście z sytuacji, nie pisząc stronicowych elaboratów (o ile stronicowe elaboraty istnieją...), a jednocześnie będąc na tyle grzecznym, by nie uraczyć Czytelników odpowiedzią: "Nie wiem, co przez zrozumiesz", "Wariatów odpowiedzi jest zbyt dużo", "Zależy od sytuacji". Gdybym trafiła na typy niecierpliwych hejterek, zostałabym pewnie zabita ironią.

    Podczas pytania o bestseller wydaje mi się, że straciłyście troszkę cierpliwość, ale nie do końca się z Wami zgodzę — nie wszystkie bestsellery istnieją po to, by się sprzedać, a ich popularność nie została zbudowana na sztucznym szumie i kontrowersji. Przykładów jest dużo, ale przytoczę może "Świat Zofii" Josteina Gaardera.

    W każdym razie bardzo dziękuję za umilenie czasu.

    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam "Świat Zofii" i powiem szczerze, że szału nie ma. Nie urzekła mnie ta książka.

      Usuń
    2. A mnie z kolei baardzo sie podobala, chociaz do latwych nie nalezy

      Usuń
  6. Kto będzie teraz zajmował się Katalogiem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale tak realnie? Midori i Isamar się obijają, a Psia Gwiazda... ona w ogóle żyje? Katalog utrzymywała Chiyo i zastanawiam się, kto ją zastąpi.

      Usuń
    2. Obijają, lol.

      Usuń
    3. you know it's a job, serious biznes...

      Usuń
  7. Jasne, może dobór słów jest do końca trafiony (czy to nie ty, Chiyo, pod swoją ostatnia oceną apelowałaś o nieczepianie się słówek?), ale co w tym dziwnego, że lud chce wiedzieć, co będzie z Katalogiem? Nie można zwyczajnie odpowiedzieć, zamiast rzucać komcie o sirius biznesie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czepiam się niczyich słówek, chciałabym zauważyć. Po prostu sam fakt, że jedna osoba udziela się, że tak powiem, widoczniej od innych jeszcze nie świadczy o tym, że wraz z moim odejściem nie będzie nikogo, kto by się Katalogiem zajmował. Pomijając to, że nikt nikomu za utrzymywanie Katalogu nie płaci, wszyscy robią to w wolnym czasie i z własnej woli, nie ma żadnego obowiązku, by, nie wiem, sprawdzać skrzynkę codziennie czy odpowiadać na każdego komcia. Ktoś z załogi już odpowiedział na pytanie, zwyczajnie i prosto.
      A że nikt co bardziej aktywny/chętny się nie zgłasza do Katalogu w odpowiedzi na nabór czy z własnymi propozycjami to już w ogóle kompletnie osobna sprawa.

      Usuń
  8. Hej, założyłam właśnie nową ocenialnię, nie musicie wpisywać jej do katalogu, bo nie chcę być własna, chcę wam tylko pomóc, ale proszę, zgłaszajcie się bo wtedy jakoś się rozkręcimy i będzie zabawnie.
    Zapraszam na jedną z najlepszych ocenialni w Polsce - tęczową ocenialnie blogów!
    KK
    http://teczowa-ocenialnia-blogow.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak może być już "jedną z najlepszych w Polsce", skoro dopiero ją otworzyłaś i nie ma tam nawet ani jednej oceny?

      Usuń
    2. To wygląda jak prowokacja :D

      Usuń
    3. Jejku, co ty z tą prowokacją, Leleth? Nie hejtuj mnie. Chiyo, nie mów tak, bo nie wiesz jakie ja piszę oceny, a ja wiem i znam ich poziom.

      Usuń
    4. Ale wiesz, że często, ze ty uważasz, że coś jest idealne to nie wszyscy tak sądzą i będą w stanie udowodnić ci, ze się mylisz?

      Usuń
    5. Ojejku, jejciu, ale się przejęłam -.-

      Usuń
    6. Ja powiem tak - pożyjemy, zobaczymy, co z tej ocenialni będzie.
      I myślę, że to koniec dyskusji na ten temat.

      M.

      Usuń
    7. Chyba nic dobrego nie wyniknie z ocenialni, której właścicielka sama sobie ją komentuje z jakiegoś innego konta...

      Usuń
    8. Co masz na myśli anonimowy?

      Usuń
    9. To, że ,,Dusza'' i ,,Kropcia Krupcia'' to jedna osoba, widać na kilometr...

      Usuń
    10. Bardzo proszę nie wiązać mnie z tą dziewczyną! To że podoba mi się jej blog nie upoważnia nikogo do identyfikowania mnie z osobą nie potrafiąca znieść krytyki!

      Usuń
    11. Ewentualnie Dusza jest jest koleżanką z reala. :D

      Usuń
    12. Ano, też możliwe. Inny styl pisania mają.

      Usuń
  9. Nie własna, tylko sławna, znaczy się xD

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten blog wieje sandałem, z masłem

    OdpowiedzUsuń
  12. Cy ktoś nie miał napisać jakiegoś artykułu o stażach? Zdaje mi się, że die_Kreatur. Przydałoby się trochę ożywić Katalog.

    OdpowiedzUsuń