Dzisiaj prezentujemy artykuł autorstwa Suszaka, która miło zaskoczyła nas, wysyłając go z propozycją publikacji na Katalogu.
UWAGA! Niniejszy tekst wcale nie ma na celu nikogo urazić (no, może trochę
wyśmiać). Jego głównym celem nie jest także szczególne rozbawienie
publiczności. Wszelkie przejawy humoru to moja chwilowa fanaberia.
DZIEŃ 1 –
ATAK
Otwierasz oczy i uderza to w ciebie ze zdwojoną
siłą – masz pomysł.
Wkrada się niepostrzeżenie do twojego umysłu,
zazwyczaj przez ucho, nos lub kanaliki łzowe, i osadza z tyłu głowy. Ma
irytujący, niemożliwy do uciszenia głosik, głosik przypominający skrzypienie
paznokciami po starej tablicy albo piłowanie nowej bryły styropianu – rzecz
straszna, niesłychana wręcz i powinna być karana! Zbrodnia na zdrowo
funkcjonującym umyśle – oto nadszedł POMYSŁ
i zapuściwszy korzenie w płacie potylicznym, szepcze w niezgłębionej, pustej
otchłani twego mózgu: Zrealizuj mnie…
Zrywasz się z łóżka z głośno bijącym sercem. Ale jakże to? Tak nagle, bez ostrzeżenia?
Sam przyszedł? I co dalej? Powinienem się posłuchać? Poddać? A może… to
uleczalne? Wstajesz, myjesz zęby, nakładasz rękawiczki na stopy i trzewiki
na dłonie i wychodzisz z domu. Patrzysz na swoje dłonie i stopy i zamieniasz
odzienie z obuwiem. Po drodze gubisz skarpetkę. Ale nic cię to nie obchodzi –
musisz czym prędzej porozmawiać ze swoim lekarzem psychiatrą. Stajesz przed
drzwiami gabinetu psychiatrycznego i widzisz tabliczkę: Dziś zamknięte. Ogarnia cię czarna rozpacz… Co robić? Sam nie dasz
rady zwalczyć tego paskudnego, cuchnącego nudą lub – co gorsza – INNOWACJĄ pomysłu.
Siadasz na niskim, betonowym murku przed gabinetem
i ukrywasz twarz w dłoniach. To moment, w którym musisz sięgnąć po najgorsze
środki – poradzić się doktora Suszaka. Doktor Suszak wyleczy cię z najgorszych
fanaberii… Wyciągasz portfel i szukasz odpowiedniej wizytówki. Wreszcie
natrafiasz na kawałek pomiętej karteczki z czarnym, nieco złowieszczym napisem:
DOKTOR
SUSZAK
Rzeknij
słówko, a pojawię się i wybiję Ci Twoje pisarskie fanaberie z głowy!
Przyciskasz
wizytówkę do piersi i zaciskając mocno oczy, szepczesz:
– Doktorze Suszaku, potrzebuję cię…
Wtedy pojawiam się ja.
– Opowiedz mi od początku – proszę, upewniając się,
że mój ulubiony długopis działa. Odchrząknąłeś cicho i łamiącym się głosem
zacząłeś mówić.
– Stało się to dzisiaj rano. Obudziłem się i…
– Tak? Kontynuuj – proszę, gdyż milczysz. Czekam
cierpliwie, aż zbierzesz się w sobie.
– Ja… ja chyba mam pomysł…
Nie czekam ani chwili dłużej. Podjeżdżam moim
krzesłem do biurka i wybrawszy numer asystentki, mówię do słuchawki: – Zuziu,
przyjdź tutaj na moment. Weź dwie dawki WTSG.
– Co to jest WTSG? – pytasz, a w twoich oczach widzę
przerażenie. Uśmiecham się uspokajająco.
– To nasz lek najnowszej generacji: Wybij To Sobie z Głowy. Damy ci dwie
dawki na początek, potem zobaczymy, być może uda się to usunąć operacyjnie.
– Operacyjnie? – Dostrzegam pot wstępujący na twoje
czoło. – Ale dlaczego od razu operacyjnie? Nie da się jakąś terapią, jakieś
naturalne sposoby? A chińska medycyna?
Myślę intensywnie.
– Cóż… Można by spróbować z pewną eksperymentalną…
jednak to wymagałoby od ciebie sporo wysiłku, silnej woli i samozaparcia.
– Cokolwiek! – przytakujesz i widzę, że wyglądasz
na spokojniejszego. Do pokoju wchodzi pani Zuzia ze strzykawką i dwoma
ampułkami leku. Rzucasz szybkie spojrzenie na sprzęt i przełykasz głośno ślinę.
– Na początek dwie, dla osłabienia pomysłu. Potem proponuję jedną dziennie,
będziesz tutaj przychodził, a pani Zuzia zrobi ci zastrzyk.
– Dobrze – mruczysz, podciągając rękaw. Asystentka
zawiązała opaskę uciskową na twoim przedramieniu i odnalazła żyłę. Krzywisz się
nieco, gdy pierwsza dawka jest wstrzykiwana.
– Terapię zaczynasz od jutra, dzisiaj dam ci spokój
– mówię, patrząc, jak Zuzia wymienia ampułkę. Po kilku sekundach jest już po
wszystkim. Zapisuję to w twojej karcie i wzdycham głęboko. – Napiszę ci
instrukcję i będziesz musiał się jej trzymać. Inaczej terapia pójdzie na marne,
a potem może być już za późno na usuwanie operacyjne.
– Oczywiście, rozumiem – potakujesz, przyciskając
jałowy wacik do miejsca wstrzyknięcia. – Mój Boże, od razu mi lepiej!
– Tak tak – mruczę, myśląc intensywnie. – Ważne
jednak, byś jednego dnia czytał tylko ten punkt terapii, który cię dziś
obowiązuje. Żadnego wybiegania do przodu. Pomysł
to strasznie szczwana bestia i może próbować cię przechytrzyć!
– Oczywiście – odpowiadasz i widzę, że wyglądasz
znacznie lepiej.
DZIEŃ DRUGI
– NIE MYŚL O POMYŚLE
Bardzo ważne
jest, abyś dziś nie myślał o pomyśle.
Bywa, że pomysł jest tymczasowy,
niezłośliwy i łatwo się go można pozbyć, zapominając o nim. Za każdym razem,
gdy będziesz czuł, że myślisz o pomyśle,
wyobraź sobie coś dziwnego i absorbującego, np. grupkę Meksykan goniących
czarnoskórych Szkotów z jelenimi rogami na plecach, na których wiszą twoje
poniedziałkowe gacie. Powodzenia!
Doktor
Suszak
Wzdychasz głęboko i kiwasz głową. To nie musi być
takie trudne. Ranek minął Ci bardzo spokojnie, chociaż w głowie ciągle słyszysz
głosy tłustych, wąsatych Meksykan wołających za Szkotami. Myślisz sobie, że
warto by było nauczyć się hiszpańskiego. Na razie potrafisz krzyknąć tylko Viva España oraz Usted Escoto gruesa! Nadzieja przepełnia twoje serce. Grubi
Meksykanie są wystarczająco głośni, byś nie musiał myśleć o pom…
NIE! STOP! Nie myśl o tym na „p”! MEKSYKANIE I
TWOJE GACIE NA JELENICH ROGACH! Nie myśl, słyszysz mnie? To chytre stworzenie…
Wąsaty Meksykanin teraz przybiera moją twarz i mówi łamaną polszczyzną: Zrealizuj mnie…
I wszystko poszło na marne.
DZIEŃ TRZECI
– WYKPIJ POMYSŁ
Wiem, że w
tej chwili pomysł wydaje ci się
wspaniały i pociągający. Lecz wcale taki nie musi być. Wręcz przeciwnie –
większość pomysłów jest zabójcza i
95% przypadków kończy się bolesną śmiercią. Nie pozwól mu przetrwać… Lepiej zło
zdusić w zarodku. Pamiętaj o tym, że pomysł też ma ego, i to całkiem wrażliwe ego. Jest znacznie większe od niego…
To bardzo słaby punkt naszego potworka. Warto w niego uderzyć. Wykpij pomysł.
Myślę, że poradzisz sobie sam. Powodzenia!
Doktor
Suszak
To banalne,
myślisz sobie, przeciągając się w łóżku. Siadasz przed lustrem i opowiadasz
swojemu odbiciu pomysł.
– Cha, cha, rzeczywiście, też mi wątek… albo ta
naiwna fabuła! Nawet dziecko dostrzegłoby tu brak logiki! No i ten wstęp… Każdy
się domyśli, jak to się skończy! Było już milion takich pomysłów… Cha, cha,
cha, też mi coś! Najgłupszy pomysł, o jakim słyszałem!
Głosik w potylicznej części głowy zaczyna cicho
jęczeć z bólu…
– BEZNADZIEJA. W życiu nie widziałem czegoś tak…
durnego! Cha, cha, kto to widział, aby po raz setny powielać tę historię, ale
jeszcze w tak idiotyczny sposób! No i wątek miłosny – żenada… Nawet w
„Zmierzchu” miłość jest bardziej realna!
To był cios poniżej pasa. Słyszysz rzężenie cichego
głosiku w swojej głowie. Jest na skraju wyczerpania. Lecz wtem, ostatnim
tchnieniem, wypowiada jedno zdanie:
– Ale… ale
przecież nikt jeszcze… nie wprowadził takiego wątku, jak ten z trędowatym
wegetarianinem zakochanym w chorej na hipochondrię matce rzeźnika…
Podrywasz się. Mój Boże, to prawda! Czy ktokolwiek
wpadł na pomysł tak smutnie nieszczęśliwego romansu?! Przecież trzeba się tym
podzielić! Rozwinąć skrzydła! Pozwolić tym bohaterom dojść do końca swej
historii! TO JEST TO!!!
Teraz zamiast swojego odbicia, widzisz twarz
trędowatego wegetarianina: Zrealizuj
mnie…
Trzeci dzień walki poszedł na marne.
DZIEŃ
CZWARTY – SPRÓBUJ ZREALIZOWAĆ POCZĄTEK POMYSŁU
Większość pomysłów wygasza po napisaniu prologu, co najwyżej
po kilku rozdziałach. Daj szansę naszemu potworowi na jak najszybsze wypalenie
się. Sam zobaczy, jak bardzo bzdetny jest! I zniknie, umrze z rozpaczy nad
własnym bezsensem. Tylko się nie zagalopuj! Powodzenia!
Doktor
Suszak
Tak więc siadasz, włączasz komputer, odpalasz
program do pisania (próbuję uniknąć kryptoreklamy!) i zaczynasz pisać. Trochę
ciężko się pisało pierwsze akapity, a to napawa cię niemałą rozkoszą. Ten pomysł jest nietrwały jak zamek z
piasku. Parę silniejszych fal rozsądnego myślenia i pójdzie w zapomnienie!
Niestety, dostrzegasz przykrą tendencję. Im dalej
jesteś, tym więcej słów wychodzi spod twoich palców na minutę. Po półtorej
godziny jesteś niemalże w pisarskim szale. Literki skaczą jak oszalałe, a
stukanie klawiatury wprawia potwora w twojej głowie w okrzyki zachwytu. Oto
wyhodowałeś prawdziwą bestię, istne monstrum, które ujrzało wreszcie światło
dzienne. Koniec jest bliski… ale nie wszystko stracone.
DZIEŃ PIĄTY
ORAZ NASTĘPNE – PRZETRZYMAJ POMYSŁ
Nadal chcesz
to napisać?! Naprawdę?! Skoro skurczybyk tak dobrze się trzyma, wyjaśnienie
jest tylko jedno – jest to porządnie wyciosany, chociaż niekoniecznie dobry pomysł. Musisz być czujny. Wygląda na to, że
natknęliśmy się na naprawdę silnego przeciwnika, który zapuścił korzenie bardzo
głęboko w twoim mózgu. Nie daj się, wierzę w ciebie. Kolejną częścią naszego
planu jest przetrzymanie pomysłu.
Pisz, jeśli sprawia ci to ulgę w bólu, lecz nie pozwól, by ktokolwiek to
przeczytał poza tobą. Niech się usmaży, skurczysyn jeden! Kiedy nikt go nie
będzie karmił, szybko padnie z głodu. Powodzenia i pamiętaj, by codziennie
przychodzić po kolejne dawki WTSG!
Kiedy minie
przynajmniej kilka tygodni (a najlepiej miesięcy), a ty wciąż będziesz
realizować pomysł, to niezawodna oznaka, że terapia zawiodła. Powodzenia!
Doktor
Suszak
DZIEŃ STO
SIEDEMDZIESIĄTY TRZECI – POKAŻ POMYSŁ
ŚWIATU!
Z ciężkim
sercem piszę tę wskazówkę, ostatnią już. Teraz ważą się twoje losy, kochany. Przegraliśmy
walkę pomimo podwójnej dawki WTSG. Wyślij tekst kumplowi, mamie, becie, do
gazety, wydawnictwa lub opublikuj na blogu i patrz, jak to czytają.
Teraz będzie
wiadomo, czy pomysł był śmiertelny.
Nawet jeśli dostaniesz pozytywne opinie, nie oznacza to, że nie masz się czego
bać. Wiele takich pomysłów
rozprzestrzeniało się dalej i mordowało kolejne osoby, których wzrok natknął
się na takie teksty. Uważaj na siebie i pamiętaj, że nawet cię lubiłam. Daj mi
znać, jak się masz. Powodzenia.
Doktor
Suszak
***
Otwieram gazetę tydzień później i widzę
wytłuszczony, zwiastujący zło nagłówek: Początkujący
Pisarz zamordowany we własnym domu przez swój pomysł. Przechodzę na
odpowiednią stronę i czytam artykuł ze łzami w oczach.
Początkujący
Pisarz, wiek nieznany, został wczoraj znaleziony martwy w swoim mieszkaniu
przez sąsiadkę z piętra wyżej. Śmierć nastąpiła prawdopodobnie na skutek
przytłoczenia przez swój własny pomysł. Zostawił tylko krótką notatkę: „To był
bardzo, bardzo zły pomysł. Dławię się nim. Już dłużej nie wytrzymam. Wybaczcie,
nie mogę was już informować o NN!”.
Początkujący
jest autorem opowiadania „Matka rzeźnika i trędowaty wegetarianin”. Nasze
źródła podają, że nie był to zbyt górnolotny tekst, chociaż posiadał wielu
wiernych, produkujących całe słoiki wazeliny i zachwytów czytelników. Pogrzeb
odbędzie się w przyszłym tygodniu, w środę, na cmentarzu przy ulicy Blogowej.
Zapraszamy wszystkich, którzy byli jakkolwiek związani z Początkującym…
Ocieram łzę i wzdycham. A mogło być inaczej… gdyby
tylko nie poprosił mnie o terapię eksperymentalną! Wystarczyłoby, że by mi ów pomysł przedstawił, a potem usunęlibyśmy
go operacyjnie. Trochę czasu by potrwała rekonwalescencja, ale przynajmniej by
żył… A tak? Mój Boże, co za strata!
Włączam komputer i otwieram przeglądarkę. Wpisuję w
wyszukiwarce: „Matka rzeźnika i trędowaty wegetarianin”. Przeglądam z
niesmakiem opowiadanie. Mój Boże, czarna rozpacz, to nawet nie jest na
niedostateczny… Wyłączam komputer i idę kontemplować.
Wtem wpada mi do głowy coś genialnego. A gdyby tak…
napisać opowiadanie o pisarzu, którego… Nagle urywam, podjeżdżam moim krzesłem
do biurka i wybieram numer Zuzi.
– Zuziu, daj mi potrójną dawkę WTSG…
PODSUMOWANIE:
1.
Zanim ogłosisz całemu światu, że masz niewątpliwie
genialny pomysł, zastanów się bardzo głęboko.
2.
Jeśli nie piszesz już czterech innych opowiadań,
nie masz na głowie dwóch i pół tysiąca prac domowych, a na dodatek wiesz, że
jak coś zwykle zaczynasz, to już kończysz, zastanów się ponownie nad tym, czy
NA PEWNO chcesz pisać to opowiadanie.
3.
Jeśli koniecznie MUSISZ je napisać, nie myśl o
nim przez jakiś czas. Porządny pomysł przetrwa próbę, a marny – odejdzie w
niepamięć.
4.
Szukaj negatywów w pomyśle. Braku logiki,
bezsensu akcji, głupoty fabuły. Naiwności. Zastanów się, czy tego już nie było.
Przyjrzyj się, czy aby na pewno jest to historia na tyle fascynująca, by
dzielić się nią ze światem.
5.
Wszystko jest dobrze? Zacznij pisać, ale nikomu
tego nie pokazuj. Często po kilku rozdziałach pomysł umiera śmiercią naturalną.
W ten sposób unikniemy robienia wokół swojej osoby zamieszania pt. „Jestem
geniuszem, mam kolejny wspaniały plan!” oraz nie zawiedziemy czytelników.
6.
Napisałeś już kilka rozdziałów i wciąż masz
ochotę do pisania? Świetnie, pisz. Ale wciąż nikomu nie pokazuj. Jeśli oswoisz
się ze swoim tekstem kilka tygodni lub – co lepsza – miesięcy, będziesz mieć
pewność, że zostaniesz z nim bardzo długo! Bez względu na ilość czytelników.
Dodatkowo, po takim czasie człowiek sam sobie staje się korektą. Mało
pozytywów? Nigdy nie spóźnisz się z dodaniem rozdziału, a czytelnicy nie będą
się niecierpliwić. Ba! Przykre etapy braku weny nie muszą cię martwić, bo masz
napisany tekst naprzód. Wciąż cię nie przekonałam? To pomyśl o tym, że
wykształcisz u siebie bardzo, ale to bardzo cenną cechę: CIERPLIWOŚĆ.
7.
Spełnienie tych wszystkich punktów wcale nie
oznacza, że Twoje opowiadanie jest genialne.
Pozdrawiam
wszystkich i mam nadzieję, że moje rady Wam się przydadzą. Brak powściągliwości
to poważna wada bloggerów. Chcą już TERAZ wiedzieć, co czytelnik myśli, a potem
tekst im się nudzi po trzech rozdziałach. I tak w kółko, bo… pomysł był marny.
Podobało się? Dajcie mi znać, być może więcej wypocę podobnych poradników. Nie
podobało się? Dajcie mi porządną dawkę WTSG. Najlepiej potrójną…
suszak
Szczera prawda, najszczersza. Oby ten tekst trafil do jak najwiekszej liczby odbiorcow, bo zdecydowanie im tego trzeba.
OdpowiedzUsuńPodobał mi się tekst i choć nieźle się uśmiałam przy czytaniu, to jednak niewątpliwie coś w tym jest. Chyba powinnam zacząć się do tego stosować, bo często robię coś pod wpływem chwili. Ot, nagle nachodzi mnie pomysł a ja już lecę zakładać bloga i piszę coś tam... Z Marmurowym Sercem mi się udało, to był czysty spontan, no, ale wytrwałam.
OdpowiedzUsuńArtykuł niewątpliwie jest przydatny a dzięki jego oryginalnej formie łatwo się go czyta i jest prosty do zapamiętania. Nie klepiesz nudnego elaboratu, który usypia już po kilku minutach. Ach, chyba zacznę ci zazdrościć umiejętności pisania, Suszaku, naprawdę dobrze ci to idzie ;).
Wspaniały tekst.
OdpowiedzUsuńRady wezmę sobie głęboko do serca.
Pozdrawiam!
http://my-logorrhea.blogspot.com/
Oj, uwielbiam Cię, Suszaku! :D
OdpowiedzUsuńTo jestem chyba jakimś zmutowanym przypadkiem (może... trochę większa dawka WTSG? Na przykład osiem strzykawek? Albo dziewięć... A może nawet...)Moje pomysły umierają dopiero, gdy przychodzą następne. A jeśli są drobne, to się nawarstwiają. Z jednym takim opowiadaniem męczyłam się półtora roku i nadal się męczę, nawet jeśli mi wstyd za jego jakość. Ale jest szansa, że zginie...
OdpowiedzUsuńZazdroszczę! Ja kiedyś miałam pomysły na okrągło i potrzebowałam naprawdę wiele samozaparcia, by nie porzucać co chwilę nowych opowiadań. Teraz mam nowe średnio dwa razy na miesiąc, ale olewam je i zostaję przy mojej "Surowicy". Po takim czasie zresztą trudno jest porzucić tekst. Kiedy piszesz coś kilka dobrych miesięcy, to po prostu zostaje w Tobie ;)
UsuńCieszę się niezmiernie na pozytywny odbiór. Pomysł na ten artykuł miałam od miesiąca, ale wczoraj wpadłam na jego formę i napisałam to w 40 minut... Co jest paradoksem, patrząc na jego tematykę. Dziękuję raz jeszcze ;)
OdpowiedzUsuńTo było cudne :D Przyznam, że na początku się wstrzymywałam, bo aktualnie mam wstręt do czytania czegokolwiek (na wszystkie świętości świata, niech mi to minie), a wieżyczka książek czeka... Jednak przełamałam się i nie żałuję, bo od razu mi się humor poprawił, umysł odświeżył i w końcu może coś postanowię, bo czuję się jakbym niedługo miała tak skończyć jak ten nieszczęsny pisarz. Problem w tym, że ja cierpię na chroniczny brak pomysłów (ktoś mi w nocy musiał regularnie dawać WTSG, chyba wiem nawet kto), a ten, którego tak się trzymałam po maturach ulotnił się w siną dal. Błędem było wzięcie się za zaległości zamiast za pisanie w momencie, gdy tak chciało mi się otworzyć program do pisania ^.^" Przynajmniej mi się oczy na niektóre sprawy otworzyły, a po tym, co napisałaś to siły mi wróciły i mogę stanąć naprzeciw blogowemu bałaganowi. Innymi słowy, ja dziękuję za możliwość przeczytania czegoś takiego :)
OdpowiedzUsuńZałatw mi dilera WTSG, proszę, doktorze Suszaku! Jedynie opowiadania, które dokończyłam to "Anastazja w Krainie Koszmarów" i "Pośredniczka", a nawet nie liczę tamtych opowiadań. To jak, diler będzie? c:
OdpowiedzUsuńWTSG jest sprzedawane tylko na receptę. Zbyt duża dawka leku może spowodować wyciek mózgu uszami.
UsuńKiedy masz wolne terminy, doktorze?
UsuńDoktor na stażu w literackiej ;) Ale robota papierkowa go zabija i jest pracuje w zawrotnym tempie...
UsuńŚwietne! Humorystyczne podejście do pisania jest najważniejsze. Suszaku, gratuluję POMYSŁU, przekazanie światu świętej zasady uznaję za wykonane przez ciebie w 100%!
OdpowiedzUsuńU mnie za WTSG świetnie działa OBS, czyli O borze, sesja. (W zasadzie działa na wszystko, polecam). Od dwóch lat nie zrealizowałam żadnego pomysłu, który przecisnął się przez moje zwoje nerwowe w przypływie chwili. Po prostu czasu nie ma. ^ ^
Zawsze powtarzam - szkoła zabija we mnie wszelkie pokłady weny, kreatywności i zapału...
UsuńMój problem jest taki, że wolno piszę - pięćset słów zajmuje mi minimum godzinę. No i nie lubię pisać jednego rozdziału więcej niż jeden dzień. Także problemem nie jest nawet tyle szkoła czy ilość pracy domowej, a możliwość znalezienia całego wolnego dnia. :D
OdpowiedzUsuńArtykuł przyjemny, napisany miłym językiem. d^^b Co prawda moje pomysły zawsze nachodzą mnie w sposób "wenowy" i po prostu wbiegają mi do głowy, a raczej nigdy nie uważałam ich za jakieś skrajnie tragiczne, ale może to właśnie dlatego, że od pomysłu do momentu, w którym znajdę czas na choćby pierwszy rozdział, zawsze mina co najmniej miesiąc. XD
No, dogrzebałam się tekstu dopiero dzisiaj i muszę stwierdzić, że zdecydowanie jestem osobą, której WTSG by się przydało, bo pomysły (często straszliwie grafomańskie) po prostu przychodzą i biorą mój mózg w posiadanie właściwie bez pytania...
OdpowiedzUsuń