Znalazłam ten tekst przypadkiem, ale jest naprawdę fajnie
napisany, dość obrazowo. Artykuł pochodzi z tej strony, warto zajrzeć.
Miłego czytania.
Wielokrotnie
zabierałem się do napisania tego tekstu – poradnika dla początkujących.
Wydać się może, że niewiele mam do powiedzenia, bo przecież ani nic nie
wydałem, ani też nie opublikowałem w jakiejkolwiek prasie czy e-zinie. A
jednak piszę, jak wy, początkujący i robię błędy, jak każdy, ale także
czytam wasze teksty. Uczę się właśnie na nich. Niejedna lektura waszych
wypocin sprawiła, że i na moim czole pojawił się pot, a podobno czytanie
to łatwe zajęcie.
Weryfikator – tu, na tej stronie – jest niejako redaktorem, któremu
pierwszy raz pokazujecie tekst z nadzieją, że „coś z tego będzie”. I
otrzymujecie najczęściej kubeł zimnej wody na głowę, co studzi zapał a
czasem wywołuje frustrację. Wierzę, że nie raz tak było – i wiem, że tak
być nie musiało. Ten poradnik nie będzie typowym tekstem, w którym
napiszę, jak pisać, aby „zrobić bestsellera" albo jak zdobywać najlepsze
tematy. Co to, to nie. Chcę wam pokazać, jak napisać cokolwiek, by
dobrze to pokazać!
Wyobraźcie sobie malucha – starego, poczciwego Fiata 126p – cud
techniki lat 80 na polskich drogach. Teraz to już zabytek, chociaż są
miasta, gdzie jest ich pełno. Wasz tekst, to taki fiacik: nie jest
fantastyczny, mało praktyczny, zazwyczaj zdezelowany albo w ogóle nie
jeździ, tylko czeka w garażu na swój lepszy czas (garaż = szuflada),
licząc na to, że jego właściciel zechce się nim należycie zająć.
Pamiętajcie, że maluch to zabytek (zależy od rocznika, ale przenośnia
jest jasna, mam nadzieję). Macie tekst, który jest owym zabytkiem, czyli
przedstawia jakąś wartość (wg was). Redaktor – łysiejący
czterdziestolatek albo stary, zgryźliwy tetryk za biurkiem (lub
atrakcyjna pani Magda z długimi nogami, perlistym uśmiechem i zawsze
pachnąca markową perfumą) – jest koneserem antyków. Zbieraczem
samochodów, ale również biznesmenem szukającym tych niepozornych lub
tanich aut. Albo jedno i drugie. W ogłoszeniach (tutaj to będą fora,
które czyta lub teksty, jakie do niego nadchodzą), przegląda wszystko,
co ze starymi samochodami związane. Nagle ty, Homo-Writterus (piszący w
domu), widzisz że można twojego „maluszka” komuś pokazać – wszak to
zabytek! Bierzesz ukochanego „kaszlaka”, wsadzasz na lawetę, bo nie
jeździ (laweta = znajomi oceniający tekst) i podstawiasz pod nos
konesera, pod jego biurem (czyli redakcją), albo tuż koło domu (forum
literackie). Wchodzisz tryumfalnie z radością i krzyczysz: mam świetny
zabytek, kup pan! I koneser owy już z góry widzi, że pożytek marny z
auta, bo zwyczajnie się rozsypuje od patrzenia, ale ty drogi
Homo-Writterusie, uważasz, że jest dobry – bo przecież, zabytek! I
powstaje konflikt z człowiekiem, który jest odmiennego zdania – nic to,
że sądzisz, że może go sobie wyremontować i nic z tego, że po remoncie
będzie piękny. Skąd koneser będzie wiedzieć, czy ten maluszek pojedzie?
Jest wrakiem w jego oczach – ocenia fakt, nie zagłębia się w blachy,
nie sprawdza, czy ze 1943 części wszystkie są na miejscu (strzelam – nie
wiem ile maluch ma części). W końcu, jak oczy zaczynają go boleć od
patrzenia na tę żałość, informuje was w najłagodniejszy z możliwych
sposobów, że może warto przyjrzeć się temu zabytkowi z innej
perspektywy, podłubać przy nim i wtedy próbować.
Odholowujecie biedaczka „kaszlaczka” do swojego garażu i zdenerwowani pozostawiacie bez opieki.
A gdybyście postąpili inaczej? Zadbali wpierw o „maluszka”, naprawili
silnik, wyremontowali blachy odrestaurowali tapicerkę, wstawili nowe
detale i przyjechali nim pod firmę konesera, wysiedli tryumfalnie (tutaj
już bez żadnego „ale” – to wasz wspaniały, lśniący maluch!) – czyż nie
zrobilibyście wrażenia na owym człowieku? Sądzę, że maluch to „lipa” nie
zabytek – ale odrestaurowany zaczyna lśnić i ciszyć oko.
Jeżeli maluch, to całość tekstu, wobec tego lakier to jego wygląd,
czyli układ: akapity, spacje, zapis dialogów. Detalami, takimi jak
chromowane lusterka, skórzane fotele, nowe dywaniki, będą wówczas:
interpunkcja, polskie znaki, minimalna ilość powtórzeń (są jak kurz na
tapicerce!), odpowiednie użycie zaimków w małej ilości. Silnikiem będzie
fabuła – opowiedziana przez was historia. Ona, sama w sobie, nie musi
być arcygenialna, ponadczasowa, czy przełomowa. Możecie po prostu
napisać tekst o czymkolwiek – ale ten silnik ma działać po odpaleniu (od
chwili rozpoczęcia czytania). Tutaj nie ma miejsca na zgrzyty,
charczenie, nierówną pracę, bo jak koneser przejedzie się tym autem,
dotrze do mety (koniec czytania) to musi wiedzieć, że sam dojechał, a
nie pchał go sprzedawca. Samo odpalenie silnika nie może trwać wieki:
sprawcie, aby zaskoczył już po pierwszym ruchu.
Dlatego też pozwolę sobie podzielić się moimi uwagami, które zebrałem w
trakcie trzyletniej pracy z tekstami na weryfikatorium.pl, gdzie
przeczytałem ich ponad pięćset, a także sam publikowałem, a niektóre
wysłałem do Złych Koneserów. Nauka u mnie (na szczęście), nie poszła w
las i sam odkopałem swojego malucha. A jak! Jeżeli dotrwałeś, drogi
czytelniku, do tego miejsca – oznacza to, że masz chęć pisania (tak,
tak, pisania, nie czytania) i zwyczajnie chcesz się czegoś nauczyć. Oto
więc, spłynie na ciebie wiedza, z którą nie każdy się zgodzi – ja
wierzę, że pomoże.
Drukarka to urządzenie pozwalające przelać monitor na papier (fajnie,
nie?). Monitor kłamie – wierz mi. Kłamie jak z nut, ale robi to dobrze,
bo zawsze cię oszuka. Twój tekst, to też kłamca, ale bardziej
przebiegły: zna cię na wylot i ukrywa wszystkie błędy przed twoim okiem,
tylko po to, aby obnażyć je przed koneserem. Drukarka będzie
wykrywaczem kłamstw, a czas – zastrzykiem prawdy. Dobra mieszanka,
prawda? Ja ją lubię. A jak!
Przed wysłaniem tekstu gdziekolwiek, ustaw odstępy między wierszami na
„półtora” i wydrukuj go w całości . Znajdź czas i przeczytaj go (po
jakichś dziesięciu-dwunastu godzinach od wydrukowania). Weź do ręki dwa
narzędzia: żółty zakreślacz i czerwony cienkopis. Usiądź wygodnie w
miejscu, w którym lubisz czytać i rozpocznij lekturę, czyli remont
„maluszka”. On zawsze na początku jest w opłakanym stanie – zawsze. Ale
twoje narzędzia pozwolą na pewne naprawy. Czytając na głos, zaznaczaj
wszystkie widoczne błędy czerwonym cienkopisem: brak spacji, przecinków,
literówki, brak polskich znaków. Potraktuj to jak usuwanie rdzy z
blachy. Żółtym zakreślaczem, zaznaczaj: brak akapitów, źle brzmiące
zdania (np.: Kawa się rozlała się na podłodze tuż obok drzwi, z braku
podstawki), powtórzenia (tu już mamy dwa „się”!). Trochę to zajmie,
wierz mi. A to dopiero początek remontu zdychającego maluszka!
Gdy przeczytasz tekst i użyjesz narzędzi, podejdź do tego kłamiącego
monitora i zacznij wprowadzać do swojego tekstu naniesione poprawki.
Plik po „remoncie” zapisz jako wersję nr 2 (np. MojeOpowiadaniev2.doc).
Odejdź od tego paskudnego kłamcy, bo nadszedł czas na wstrzyknięcie mu
eliksiru prawdy. Czas to twój przyjaciel, nie wróg (w porównaniu do
znienawidzonych redaktorów, jak pewnie nie raz uważałeś lub uważać
będziesz). Kłamca zmięknie, ale to potrwa – sądzę, że pierwszy raz
„puści farbę” po tygodniu i wówczas można do niego wrócić. Jesteś gotowy
do tego, aby uruchomić wykrywacz kłamstw?
Tekst w wersji „v2” nadal jest tylko starym „kaszlakiem”, ale zaczyna
przypominać auto, a nie ruinę. Wydrukuj poprawiony twór, którego nie
widziałeś tydzień. Teraz, po zastrzyku prawdy będzie mniej kłamać –
zapewniam, jest znacznie miększy a ty surowszy. Jedno z was pęknie.
Siadasz sobie z nim w miejscu, gdzie lubisz czytać. Tym razem robisz to
bez poprawiania czegokolwiek – sprawdzasz, czy silnik pracuje – czy
warto „maluszka" remontować. Jak silnik gra w miarę dobrze, bierzesz dwa
narzędzia i czytasz ponownie. Zaznaczasz rzeczy zbędne (zaimki,
powtórzenia – tak wiem, już je usuwałeś – ale eliksir prawdy ponownie
je pokaże), sprawdzasz błędy. Zakreślasz przydługie zdania, przydługie
opisy, zaimki (tak wiem, przecież już je usunąłeś!) i sprawdzasz
przecinki, spacje i wszystkie te rzeczy, które przeszkadzają w czytaniu.
Jesteś gotowy do naniesienia poprawek. Podchodzisz do tego okropnego
kłamcy, wprowadzasz wszelkie poprawki, jakie naniosłeś na tekst i
zapisujesz plik jako „v3”. Ponownie trzeba zrobić zastrzyk prawdy.
Sądzę, że tydzień wystarczy – ale to zależy, co będziesz przez ten czas
robić.
Zastrzyk zaczął działać – minęło siedem dni. Uruchamiasz wykrywacz
kłamstw i sprawdzasz, jak działa silnik. Jestem zdania, że sam maluch
wygląda znacznie lepiej – malutka polerka i lakier lśni. A jak silnik
działa, można jechać do konesera. Można oczywiście (a nawet polecam)
zrobić „złoty strzał”, czyli zastrzyk prawdy o dużej mocy. Miesiąc?
Dlaczego nie! Dobijemy go albo sprawimy, że powie wszystko jak na
spowiedzi. Twoja decyzja, drogi pisarzu.
Diabeł tkwi w szczegółach – ale na Boga! (ładne zestawienie, prawda?)
Nie wysyłajmy złomu z nadzieją, że odpali – tak się nie da! A już na
pewno nie wmawiajmy sobie, że ruinę ktoś od nas kupi – może i kupi, ale
pewnie do jakiegoś napadu (plagiat – brzmi dumnie).
O ile lepiej czyta się ładne, zadbane i dopieszczone teksty, o tyle
lepiej widać, jak działa silnik. Wówczas właściciel też jakby lepiej
wygląda.
Tyle, moi drodzy, ode mnie.
Jarosław Biliński
Świetny tekst. Niby mówi rzeczy oczywiste, ale jakby się zastanowić, to rzadko robię cztery podejścia do tekstu. A jeszcze rzadziej wszystko drukuję, tym bardziej, że moja drukarka w tej chwili używa wyłącznie różowego tuszu.
OdpowiedzUsuńCóż, chyba pora jednak zmienić nawyki ;). Oby liczba tych poradników na Katalogu się nie zmniejszała, bo naprawdę zmuszają do refleksji nad warsztatem pisarskim.
Pozdrawiam,
Wadera
Gdyby mnie było stać na takie drukowanie, to może mój przydługi proces podchodzenia do popraw tekstu i po pięćdziesiąt razy byłby wykonywany na papierze. Niestety, drukarka, papier i atrament kosztują, a mnie nie stać na drugowanie jakichś stu-stu pięćdziesięciu stron (tj. 50 kartek zadrukowanych z przodu i z tyłu) aż tyle razy.
OdpowiedzUsuńA oprócz tego to podoba mi się porównanie tekstu do malucha. Maluch to taki uroczy samochodzik. ^^
Ja osobiście mam drogą drukarkę, ale do niej są tani kartridże. (Ach, ci sprzedawcy - tańsza drukarka = drogi tusz). Jednak szkoda mi go, bo jestem w kółku redakcyjnym, literackim (na to kółko drukuję swoje prace). Jednak można obejść ten Wykrywacz Kłamstw - wystarczy dobrze czytać (albo nawet dać komuś ten teks, jak ja to robię), by wykryć zbędne rzeczy. Ja czytam tekst po dziesięć razy do, za przeproszeniem, usranej śmierci.
UsuńTo wiem. Sama sprawdzam swoje teksty milion razy na monitorze komputera lub ekranie Kindle'a. Nigdy nie wrzuciłam w Internet (ani też gdziekolwiek) tekstu, który nie przeszedłby korekty MINIMUM dziesięć razy. Po prostu komentuję, że autor tego tekstu nie wziął pod uwagę fakty że: a) nie każdy posiada drukarkę; b) niektórzy piszą naprawdę długie teksty, których liczne drukowanie po prostu kosztuje (nieważne już ile); i c) że jakkolwiek sprawdzanie na papierze z pewnością jest wygodniejsze, sprawdzanie tekstu niewydrukowanego nie jest niemożliwe - wystarczą czas oraz szczere chęci. ;)
UsuńMyślę, że tu raczej chodziło o sprawdzanie na druku pracy przed wysłaniem jej do jakiegokolwiek wydawcy,myślę, że na bloga można drukowanie sobie odpuścić :) Jak Cuddly to ujęła - można sobie znaleźć osobę, która wyłapie błędy. Taniej wychodzi :)
UsuńAlbo nauczyć się wyłapywać je samemu. ;) Wychodzi jeszcze taniej, a jest bardziej przydatne. ;)
UsuńSamemu bywa ciężko, zarówno monitor jak i własne oczy kłamią. Zwłaszcza oczy.
UsuńOwszem, bywa ciężko, ale nie jest to niemożliwe, czego liczni ludzie dowodem (dla chcącego nic trudnego, jak głosi przysłowie). Poza tym, w dzisiejszych czasach korekta w wydawnictwach nie jest już wiarygodna i nie można się na niej opierać tak jak kiedyś. Niekoniecznie z powodu niekompetentnych ludzi - wydawnictwa narzucają terminy, a taki korektor ma X powieści do sprawdzenia, zazwyczaj pracuje sam i oprócz terminów od pracodawcy gonią go także terminy płacenia rachunków, czynszu, zapełnienia lodówki... Jeśli autor nauczy się porządnie sprawdzać własny tekst i eliminować usterki, to zaoszczędzi takiemy korektorowi czas, ale także będzie mieć satysfakcję, że zrobił wszystko sam, że potrafi i że jego powieść pójdzie do druku bez błędów (no, chyba że korektor jednak będzie mało kompetentny i poprawi coś, co błędem nie było - ale wtedy jest powód do napisania zażalenia i wydania wersji drugiej poprawionej).
UsuńTekst wyśmienity. Naprawdę.
OdpowiedzUsuńOby na Katalogu pojawiało się takich jeszcze więcej, bo są one bardzo pomocne dla takich jak ja - młodych pisarzyków.
Pozdrawiam!
http://my-logorrhea.blogspot.com/
Tekst miły, acz odniosłam wrażenie, że więcej w nim chodzenia wokół głównego tematu niż rzeczywistych porad na temat poprawiania tekstu. Jestem szczęśliwym posiadaczem drukarki w domu i, co najważniejsze, taty z drukarką w pracy i z darmowym dostępem do kartek ORAZ RADOSNYM UCZNIEM LO Z DRUKARKĄ OGÓLNODOSTĘPNĄ! Trzeba tylko mieć swój papier (który zawsze się ma, od tatusia).
OdpowiedzUsuńTeż chcę takiego tatę. :<
Usuńpożyczyłabym Ci go na trochę, ale moja mama może mieć obiekcje.
Usuńpoza tym męcząca może być jego skłonność do inwigilacji, więc przemyśl, czy byłabyś gotowa zapłacić "taką" cenę za papier. :D
Okej, jako tekst jest nawet ciekawie napisany, ale jako poradnik niestety za bardzo przegadany.
OdpowiedzUsuńDarmowy papier, skąd ja to znam ^ ^ Tylko tuszu zazwyczaj brakuje i czytam potem czyjeś wypociny w różowych barwach na przykład...
Hey. Czy mogłybyście napisać o tym, że Cukiernia na Onecie przestaje istnieć, ale jeden z autorów chce wznowić jej działalność na innej domenie i szuka ludzi w związku z tym? Z góry dziękuję!
OdpowiedzUsuńJeżeli uda się Samotnemu znaleźć ekipę - Cukiernia będzie nadal w sieci. Prosząc o post o nas miałam na myśli, abyście pomogły znaleźć kogoś, kto by pomógł w dalszej działalności ;> Jeżeli nie znajdzie się nikt, Cukiernia przestanie istnieć.
OdpowiedzUsuńJa rozumiem, a mnie chodziło o to, by dać konkretny tekst na ogłoszenie. Tyle. Nie napiszę przecież, że ocenialnia kończy działalność, ludzie pomóżcie.
UsuńProsząc o post miałam na myśli pomoc w znalezieniu chętnych osób, które zechciałyby z Samotnym prowadzić Cukiernię dalej. Jeżeli się takie osoby nie znajdą, Cukiernia przestanie istnieć.
OdpowiedzUsuńoja. dwa razy dodałam komentarz. błąd mi wyskoczył. przepraszam
OdpowiedzUsuń