layout by wanilijowa background: Frigg Kitten: Zumzzet

środa, 25 kwietnia 2012

[HaK] A na drzewach zamiast liści będą wisieć humaniści

UWAGA! Poniższy artykuł odnosi się do pewnej grupy ludzi, którzy za "humanistów" uważają każdego, kto znajduje się w klasie humanistycznej czy na Uniwersytecie. Aby unikać przedłużania artykułu, pominęłam to w jego treści. Niech więc każdy, kto potrafi poprawnie stosować termin "humanista", nie bierze do siebie przedstawionej poniżej postawy ani jakimiś uogólnieniami, które z racji tego pominięcia mogłyby być obraźliwe.

„Traktuj go pobłażliwie, bo to humanista, on nie musi zbyt wiele umieć.”
„Nie marudźcie! Jak chcieliście się ponudzić na studiach, trzeba było iść na Uniwersytet, nie na Politechnikę!”

Spójrzmy: Przechodzi smirek korytarzem, siada pod klasą pierwszego humana i spotyka się z mało przychylnym spojrzeniem biolchemu siedzącego naprzeciwko. Albo: Dzwoni smirek do znajomej i słyszy podsumowujące dłuższą refleksję pytanie, po co to właściwie jest, skoro to nic nie wnosi. Lub jeszcze inaczej: Rozmawia smirek z rodzicami i słyszy, że marnuje czas. 
Spójrzmy: W smirku narasta wkurwienie, poczucie niesprawiedliwości i chęć wykrzyczenia wszystkim w twarz, że to ma sens, że to jest wartościowe. Że skoro jest dla nich ważna, to nawet gdyby była jedynym człowiekiem na Ziemi, który by się tym interesował, dla nich to powinno mieć wartość. 
 Ale przecież nie jest jedyna. Przecież jest wielu takich, co to lubią, których to „kręci”. Przecież nie tylko smirek z dumą nazywa siebie początkującym humanistą. 

W tym miejscu jednak mam ochotę się zastanowić, jak ludziom przemówić do rozumu. I czy sens ma nie moja pasja, a rozmowa z nimi. Skoro oni i tak po wszystkim wciąż będą sądzić, że nauka dodawania i mnożenia jest bardziej wartościowa niż rysowanie znanych nam wszystkich z gimnazjum drzewek gramatycznych. 
Najbardziej intrygująca jest jednak reakcja osób, którym chce się wyjaśnić, że te z pozoru bezsensowne drzewka w rzeczywistości sens posiadają. Jakakolwiek próba rozmowy jest bowiem kończona krzykiem drugiej strony i zapieraniem się, że przecież „ścisłe umysły” są zdolniejsze, że więcej wnoszą.
A przecież nikt nie chciał walczyć ani mówić, że taki oto humanista jest wart więcej od ścisłowca. Ta rozmowa miała na celu wyjaśnienie, że humanista też jest wartościowy i nie powinno się go postrzegać jako „tego-który-nie-umie-matmy”. Nikt nie chce umniejszać poziomu wiedzy czy przydatności drugiej strony. 


Interesuje mnie też, czemu zabawy matematyczne na przykład takiego licealisty1994 są przyjmowane z zachwytem i ciekawością, postrzega się go jako młodego naukowca, który w przyszłości może zmienić świat i wiele osiągnąć, bo lubi bawić się liczbami. Dlaczego na przykład mój chłopak zastanawiający się, czemu planety poruszają się wokół Słońca po eliptycznym torze, a nie kulistym (skoro przyciąganie ze wszystkich stron jest takie samo), jest uznawany za inteligentnego człowieka, który może doprowadzić do przełomowego osiągnięcia swoją dociekliwością i szerokim sposobem myślenia. A ja? Moje zabawy słowem są podsumowywane jako strata czasu, dociekanie różnych ciekawych dla mnie wyjątków w języku polskim określane problemem psychicznym znudzonej nastolatki, która nie ma się czym zająć, a wymyślona na poczekaniu satyryczna bajka z dnem-niespodzianką jest kwitowana pobłażliwym spojrzeniem. 

Wielce zajmuje mnie, czemu każda moja niewiedza w sferze chemii, matematyki i fizyki podsumowywana jest jako: „phi, humanistka!”, a na błędy ortograficzne czy, o zgrozo, logiczne! sportowców i umysłów ścisłych przymyka się oko. Czemu nawet ludzie w moim wieku, którzy wylądowali na innym profilu niż ten nieszczęsny human, traktują mnie protekcjonalnie i z wyższością tylko dlatego, że ja mam rozszerzony język polski, a nie matematykę czy biologię? W czym oni są lepsi? Gdybym chciała i miała rozszerzone te przedmioty co oni, też bym wiedziała, co to teoria kwasów i zasad Brønsteda. Czy to, że jestem humanistką, musi od razu oznaczać, że z innych przedmiotów klasyfikuję się jedynie na poziom „nieuk”? Czemu przez moje zamiłowanie do ojczystego języka i literatury jestem traktowana z pobłażliwością i od razu jest zakładane, że nie lubię fizyki ani chemii, a co najważniejsze – nie znam nawet tabliczki mnożenia i na pewno nie poradzę sobie z maturą z matmy, a o pracy mogę pomarzyć? 

W środowisku, w którym się obracam, kontakty humaniści-reszta świata można porównać do kontaktów damsko-męskich na sferze pracodawca-pracownik. U nas klasy ścisłe wychodzą na wykłady w czasie lekcji. Mają się skupiać jedynie na języku polskim (podstawa) oraz przedmiotach rozszerzonych. Są zwalniani, gdy nie ma nauczyciela danego przedmiotu. Wychodzą na kręgle, do kina, na kuligi w ramach wycieczek klasowych. 
A taki pierwszy human drugiego LO co słyszy? Że musi być wspaniały ze wszystkiego. Że musi się wykazywać szeroką wiedzą z wszystkich przedmiotów. Musi bezproblemowo rozumieć fizykę, umieć tabelkę sinusów i cosinusów na wyrywki oraz być orłem z biologii. Generalnie powinien też charakteryzować się też otwartością, aktywnością społeczną oraz żywym uczestnictwem w pozalekcyjnych kółkach politycznych. Jego obowiązkiem jest prezentowanie sobą postawy człowieka renesansu, a po lekcjach ma przesiadywać na Uniwersytecie Gdańskim na wykładach, chodzić do teatru za pieniądze, które zerwie po drodze z drzew lub wyciągnie sobie spomiędzy zębów, a po tym wszystkim do rana ma ślęczeć w bibliotece nad tekstami pani Graczyk. 
Jeśli chodzi o wyjścia w czasie lekcji, humanista nie może się bawić. Ponieważ humanista jest nieusportowionym molem książkowym z dyskalkulią, który nie wie, co to „papieros” czy „wódka”, wycieczka klasowa humanisty (jeśli już musi być, najlepiej, gdyby sobie ją podarował lub zorganizował w czasie wolnym od zajęć szkolnych) zawsze prowadzi w miejsca typu Stare Miasto, Wieliczka czy Muzeum Narodowe. 
A co z wykładami w ramach programu zarządzonego przez Kuratorium Oświaty? Byleby humanista nie stracił polskiego ani historii, bo to jego rozszerzenia, ani matematyki, ani fizyk, bo sobie nie poradzi, jeśli mu zbyt wiele przepadnie, ani chemii, ani biologii, bo jako prawdziwy humanista powinien posiadać też wiedzę z tych przedmiotów, ani geografii, bo się nie odnajdzie w świecie, ani wychowania fizycznego, bo jeszcze nie pogłębi się od tych okropnych brzuszków jego wada kręgosłupa. I generalnie to najlepiej, żeby ten humanista to programowe wyjście odbył sobie po lekcjach, dobrze? 

Wtedy, a właściwie tutaj, w przeciętnej dyskusji humanista usłyszy, że to oczywiście prawda, że on nie ma lekko, ale ścisły umysł też musi robić wiele, musi zakuwać, by zdać wiele zagmatwanych rzeczy, że poza tym oni są ważniejsi, bo to oni tworzą wynalazki i doprowadzają do odkryć naukowych, które rozwijają nasze społeczeństwo. I co ma zrobić taki humanista jak nie wybałuszyć oczy i zamilknąć ze zdziwienia? Czy humanista w którymkolwiek miejscu powiedział, że humanista jest lepszy? Czy humanista napomniał choć słowem, że jest ważniejszy? 

Ale powinnam się też oburzyć, czemu właściwie każdy człowiek uczęszczający do klasy o profilu humanistycznym jest nazywany humanistą. Czemu dochodzi do takiej generalizacji. Z racji na to, że kilka osób mających problem z matematyką poszło do klasy z rozszerzonym polskim, cierpi cały harem humanistów z prawdziwego zdarzenia. Ludzi obeznanych z literaturą, historią, kulturą, poezją, zmianami społecznymi, ludzi kochających nasz ojczysty język i przede wszystkim: zainteresowanych człowiekiem. 
Zamiast gnębić i ubliżać humaniście, a nawet załamywać się nad nim i jego niewiedzą, niech osoby „nienawidzące humanistów” i traktujące ich protekcjonalnie może wpierw się zastanowią, czy nie pomylili terminów. Czy są pewni, że powinni tych wszystkich niezdecydowanych nieuków nazywać „humanistami”, czy raczej nie należy wymyślić nowego terminu dla określenia takich osób. Niech przemyślą, czy przypadkiem nie obrażą prawdziwego humanisty swoją ignorancją i wąskim w tej kwestii myśleniem.

Ostatnim już spostrzeżeniem, jakim chciałam się tu podzielić, jest przekonanie, że humanistą może być każdy, a specjalistą-hydraulikiem tylko wąska grupa osób, która ma ukończone specjalistyczne zajęcia z tegoż zawodu. O poezji, kulturze czy filmach może natomiast wypowiadać się każdy, do tego nie potrzeba żadnego specjalistycznego wykształcenia.
Wszyscy ignoranci, którzy pójdą cztery razy do kina na film trochę bardziej ambitny niż "Kac Wawa", od razu uważają siebie za takich wielkich filmoznawców, którzy bez problemu napiszą recenzję na wysokim poziomie. Wszyscy ignoranci, którzy przeczytają dwie książki PałloKoelo twierdzą, że teraz mają wszelkie predyspozycje do zostania pisarzem-filozofem, a o krytyce książek już nie wspominają - w końcu są znawcami, prawda? To się rozumie samo przez się. Wszyscy ignoranci, którzy pójdą na spektakl w teatrze, z dnia na dzień stają się takimi koneserami sztuki, że aż ci prymitywni humaniści, którzy potrzebują lat, aby osiągnąć poziom takiego ignoranta, powinni się schować i poczerwienieć ze wstydu.
A gdy humanista chce przygadać, wypluć takiemu ignorantowi w twarz trzy terminy, od których być humanistą chcieć mu się przestanie, zostaje nazwany kujonem i siedzącym całe dnie w książkach molem.

Także gdy w tym miejscu powiem, że po niektórych rozmowach nie chce mi się już w ogóle kłócić i walczyć o swoje, a jedyną reakcją, na jaką potrafię się zdobyć, jest załamanie rąk, nie powinno to już nikogo absolutnie dziwić. A już szczególnie to, że czasami wątpię, czy być humanistą w ogóle mi się opłaca, skoro szacunku od innych nie dostaję prawie w ogóle. Dobrze jednak, że mam również świadomość tego, że nie zawsze to, co opłacalne w społeczeństwie, oczywiście musi być złe.

54 komentarze:

  1. Na szczęście uczęszczałam do liceum, w którym tego określenia "humanista-nieuk" nie używano, a przynajmniej nie brano na poważnie, bo taki biol-chem (w którym byłam) nazywano kujonami, co to nawet "dzień dobry" wypowiedziane przez nauczyciela zapisują.
    Dopiero na studiach spotkałam się z definitywnie nieprzyjemnym porównywaniem i umniejszaniem kierunków humanistycznych w porównaniu z tymi bardziej ścisłymi. Co i rusz słyszeliśmy o kimś, kto odpadał z bioinżynierii zwierząt i przenosił się na "humana", opowiadając później, że ma takie luzy, jakich jeszcze nigdy dotąd nie doświadczył, a zaliczeniami są seminaria.
    Nieraz zdarzało się, że przychodzili na nasz wydział w odwiedziny i mówili, że jest o wiele mniej stresu, wszystko jest łatwiejsze i przyjemniejsze. Tak więc to też się samo nakręca - my, inżynierowie, słysząc, jak im fajnie i przyjemnie, nie bierzemy pod uwagę, że to całkiem inna dziedzina i tak dalej, tylko właśnie szufladkujemy ich jako nierobów.
    Poza tym przykład z autopsji - mam w grupie, na tej mojej nieszczęsnej bioinżynierii zwierząt, dziewczynę, która posiada magistra filologii polskiej, a robi podstawowe błędy interpunkcyjne i ortograficzne (pomijam fakt, że mówi cały czas "organiźmie"), więc to trochę nas demotywuje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm, to też chyba zależy, bo na przykład mi też się zdarza walnąć byka w wyrazie, którego nie znam, a piszę szybko i nie mam czasu się zastanowić nad zasadą, zresztą nigdy też do ortografii nie przykładałam wielkiej uwagi. Choć i tak najczęściej zdarzają mi się literówki. No i te błędy to nie jest rzecz nagminna - jak mam jeden błąd na cały zeszyt prowadzony przez rok, to jest maksimum.
    Robię też błędy na przekór - wiem o tym nieszczęsnym "jest napisane", ale ja często specjalnie mówię, że "pisze", tak żeby mieć satysfakcję, jak usłyszę, gdy osoba robiąca podstawowe błędy gramatyczne i fleksyjne zwróci mi - poprawnie się wypowiadającej - uwagę na to wytłuszczone przez kulturę "pisze".
    Wydaje mi się jednak, że podstawowe błędy to jednak pewna przesada, zwłaszcza u magistra filologii polskiej. Z drugiej strony jednak - jest to jednostka. Często bywam na UG i słyszę wypowiadających się ludzi na różne tematy, raz zdarzyło mi się trafić na wykład na poziomie raczej licealnym. Na reszcie siedziałam skupiona jak jakaś nienormalna i jak zwykle - czułam się jak tępak, bo ja musiałam wysilać umysł, aby ich rozumieć, a oni potrafili mówić o tym z taką lekkością.

    Co do tego wielkiego "luzu" na humanie - hm, ja też uważam, że robię mniej szkolnych rzeczy, niż mój chłopak na matfizie, ale za to mam czas, aby kształcić się samodzielnie. Bo żeby osiągnąć sukces w dobrych zawodach humanistycznych, trzeba być naprawdę dobrym. Raczej poważanym redaktorem nie zostanie osoba, która przez kilka lat studiów robiła tylko to, co obowiązkowe i to nie na poziomie bardzo dobrym, a przeciętnym - tak przynajmniej to wygląda w Trójmieście. Takie osoby mogą jedynie liczyć na kiepsko płatną rubryczkę w "metro", w której będą wypisywać swoje bzdury, co w dodatku zamknie im drogę do pracy na wyższym poziomie, gdyż takie osoby mają już łatkę i trudno się jej pozbyć, zwłaszcza, gdy metro zbytnio wykazać się nie pozwala. Poza tym nagle nie nadrobi też lat samokształcenia.

    Gdy rozmawiam z moimi znajomymi z UG, ci, którzy są tam, bo chcą, praktycznie nie mają życia, bo wciąż siedzą na jakichś humanistycznych wykładach, piszą artykuły, sami prowadzą wykłady, chodzą na kółka filmowe, do teatru, do pracy, siedzą w książkach i analizują miliardy tekstów. Czasami czuję się przy nich jak ułomne, niedorozwinięte dziecko.
    Na UG panuje też trochę inna atmosfera - kilka razy będąc tam, zdarzało mi się rozmawiać z wykładowcami. Osoby te były super wykształcone i wręcz słyszałam, że często upraszczały coś, abym mogła rozumieć to, co mówią, ale ani razu nie okazali mi pobłażliwości, nie potraktowali mnie protekcjonalnie, nie byli rozdrażnieni moją niewiedzą. Nie chodzi o to, że tam jest łatwiej, ale osoby, z którymi miałam styczność, gdy widziały zaangażowanie ze strony studenta, traktowały go z szacunkiem. Inne natomiast głosy dochodzą do mnie z Gdańskiej Politechniki czy WSB, ale nie szufladkując - nie na każdych zajęciach. Porównując jednak jedne i drugie opinie, ludzie z Uniwersytetu wypowiadali się przychylniej o swojej uczelni.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z Tobą całkowicie.
    Humaniści nie mają zbyt łatwo w życiu. W czym jednak są oni gorsi od tych wszystkich z biol-chem? Według mnie w niczym. Po prostu mają inne zainteresowania. I tyle...

    Bardzo interesujący tekst. Chociaż większość osób o umyśle ścisłym go nie przeczyta. Jest przecież taaaki długi.

    Pozdrawiam!
    http://my-logorrhea.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Hm, nie, wcale nie. Ludzie ze ścisłymi umysłami też lubią czytać! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie! Nie jestem pewna, czy mój umysł jest stricte ścisły, ale czytać jak najbardziej lubię.
    Osobiście mam duży szacunek dla humanistów. Interpretacja wierszy, zapamiętywanie tych wszystkich historycznych faktów... Jak Wy to robicie?

    OdpowiedzUsuń
  6. "Poszłem na humana, bo nie lubie matmy" - tak mi się pewien znajomy przypomniał... :3 Nie, generalizować nie wolno, ale osobiście znam wiele osób, które idą na humana z braku lepszej perspektywy. Bo matmy nie lubią, bo na biologii za dużo kucia... I pewnie dlatego tak lekceważąco traktuje się osoby będące na profilu humanistycznym, raniąc humanistów z powołania. Szkoda, bo takie wykształcenie też jest potrzebne, ale cóż, społeczeństwo jest, jakie jest. A że humaniści-nielubiący matmy to większość w stosunku do humanistów-miłośników... Niestety. Ponadto fakt, że humanistom raczej trudno znaleźć jakąś dobrą pracę - bo osób z takim wykształceniem jest od... i więcej - raczej nie wpływa na zmianę myślenia ogółu. To swoją drogą. Poza tym polski wcale nie jest banalny, gramatykę porównałabym wręcz do biologii, bo te dwie rzeczy naprawdę ciężko mi wykuć. Pomińmy milczeniem fakt, że budowa zdań podrzędnie złożonych i wiedza o tym, co to jest orzeczenie imienne, średnio się w przyszłości przyda... A przynajmniej przeciętnemu człowiekowi, który nie wiąże przyszłości z polonistyką.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dama ze szczurem25 kwietnia 2012 18:27

    Coś w tym jest.

    Osobiście wiem, że tak z połowa osób w klasach humanistycznych wylądowała tam na zasadzie "no bo matma jest trudna, a po polsku i tak piszę i mówię, więc to nic takiego". Ogółem przedmioty ścisłe uchodzą za trudniejsze, wobec tego jeśli ktoś nie ma ambicji ni w te ni wewte, to prędzej się zdecyduje na humana.

    Do tego dodajmy tak zwanych "artystów" czyli osoby przekonane iż nie muszą się uczyć, bo ich "sztuka" (rysunki, opowiadania, poezja) jest tak nieuchwytna, że nie można wcisnąć jej w żadne ramy i mamy obraz 75% osób na humanie i powód dla którego progi punktowe do klasy humanistycznej w mojej szkole były o jakieś 15 pkt niższe niż do klas ścisłych.

    Ogólnie za przedmioty "poważne" uważa się matematykę, fizykę i (czasami) chemię. Biologię już nie, na biologii zna się każdy z polskimi politykami włącznie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wypowiem się jako swego rodzaju oponentka.
    Bardzo zdziwiona jestem tym, co tu czytam, serio. Być może to kwestia szkoły, bo nic innego mi do głowy nie przychodzi. Nie wiem jak Ty, ale ja stety-niestety wybrałam sobie jedną z trzech najlepszych w województwie, na dodatek taką, z której w pierwotnym zamierzeniu 34/35 osób miało plan pójść na medycynę. Drugi biolchem - to samo. Humanistyczna - aktorska miała prawie całkowicie ambicję na filmówki, humanistyczna-dziennikarska - na prawo lub dziennikarstwo. Po prostu szkoła, do której idziesz z jakimiś tam zamiarami, może poza matematycznymi, w których odsetek ambitnych był nieco mniejszy, ale wciąż duży. Ten wstęp piszę po to, aby nikt nie miał wątpliwości, że ambicje, w zależności od kierunku, każdy ma spore.
    I teraz niesprawiedliwości całego świata, spadajcie na moje głowy.
    Jestem w II klasie, już chyba można powiedzieć, że ją kończę. I przez ostatnie kalendarzowe półtora roku prawie dwa lata najadłam się tyle stresu, napracowałam tak bardzo, by wyrobić na 3,5... No dobra, może nie AŻ tak bardzo, nocy nie zarywam, ale to głównie z pewnych wypracowanych norm, w każdym razie - od prawie dwóch lat nie mam chwili spokoju. Wiecznie muszę się czegoś uczyć, serio, na okrągło. I owszem, głównie biologii i chemii, ale to jest dopiero jakaś 1/3 całego materiału. NAjwięcej muszę się uczyć z pozostałych przedmiotów, których rozszerzonych nie mam, a więc: polskiego, wosu, fizyki, historii, rosyjskiego. Bo tak - co Wy myślicie, bałwany, że lekarzami zostaniecie i nie będziecie znali podstaw ("podstaw") historii?! Co wy myślicie, że lekarz może nie znać struktur administracyjnych sądów wojskowych? Co wy myślicie, że lekarz nie powinien mieć wiedzy z zakresu podstaw ("podstaw") literatury?! PRZECIEŻ KAŻDY MUSI! Najlepiej to tę wiedzę trzeba rozszerzyć, bo my jesteśmy mądrzy i łatwo przyswajamy wiedzę. Wyjść? A po co? Przecież macie tego dnia lekcje. Przepadnie wam język polski! Aaa, że to wyjście przedmiotowe? Prosektorium? A nie możnaby jakoś tak wcisnąć... przed lekcjami? Wstaniecie wcześniej... Nie? Spróbuję załatwić, żeby wam ta fizyka nie przepadła, no i ten rosyjski... Nie da się... No trudno, to możecie, jak już musicie, ale pani profesor mówiła, że będziecie to odrabiać innego dnia po szkole! I takich wyjść do prosektorium miałam 4 od początku września + 2 wyjścia do parku narodowego, ale musiałam rano zaliczyć przynajmniej jedną lekcję, bo szkoda tą chemię opuścić.
    Łącznie wypuszczoną moją klasę ze szkoły 6 razy od 1 września i to upewniwszy się najpierw, że na jakichś lekcjach tego dnia na sto procent będziemy, bo szkoda przegapić historię!
    Oprócz tego mam średnio 3 sprawdziany tygodniu plus zazwyczaj ok. 3 kartkówki, do tego wypracowania i dłuższe wypowiedzi co jakiś czas na te trzy języki (najlepiej tematy maturalne, a nuż ktoś zachce rosyjski pisać!), praca domowa dwa tysiące zadań z matmy, fizyki i PO, wytłumaczyć milion pojęć na WOS, historię i WOK no i oczywiście przygotowywać się pięć razy w tygodniu na polski, bo w każdej chwili może zapytać.
    cd.

    OdpowiedzUsuń
  9. Efekt jest taki, że jestem wykończona.
    Tymczasem te ambitne humany są w szkole średnio 4 dni w tygodniu. Uczyć się muszą od... tego semestru, bo zaczęli ich "cisnąć" - "cisnąć", to znaczy, że czasami muszą otworzyć książkę, by nie dostać dwói lub jedynki. Oczywiście fizyka, matematyka i chemia są u nich traktowane z pobłażaniem, bo to humany, oni nie muszą tego umieć, wiadomo... (No i potem przychodzi do mnie moja koleżanka po 5 lekcjach z węglowodorów aromatycznych i mówi mi, że benzen to alkohol). Płaczą, bo nagle nie mają wolnych 6 wieczorów w tygodniu, a 4. A te 3 pozostałe to muszą się uczyć. Straszne, doprawdy.
    I teraz ja, będąc lekarzem, MUSZĘ wiedzieć, jakie są społeczne czynniki rozwoju przemysłu, znać na pamięć życiorys Goethego i umieć określić stosunek kultury elitarnej do kultury alternatywnej, natomiast human nie jest w stanie zapamiętać przez kilka lekcji, że nazwy alkoholi kończą się na -ol i tym podobne.
    Na obronę biolchemów dodam jeszcze, że mam w klasie 3 osoby z dysortografią, pozostałe piszą całkiem poprawnie, tzn. bez błędów jakichś poważnych, natomiast w humanie naprawdę co druga osoba jest w stanie napisać, że (10 do potęgi 6)do potęgi 2 to 10 do potęgi 8. Albo piszą że 3 + 3 + 3 + 4 + 4 + 4 x 0 = 0. I są ze swojego humanizmu bardzo zadowoleni, przecież nasze umysły są, w przeciwieństwie do ich, takie ograniczone.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dobra, to teraz nieco inne podejście. Tym razem również biolchemowego dziecka.
    Moja szkoła jest nastawiona typowo na te przyrodnicze przedmioty, bo połowa profili to właśnie biolchemy.
    W każdym roczniku jest również human. Prawda jest taka, że trafiają tam w przeważającej mierze osoby, które do innych klas zwyczajnie się nie dostały. Na pewno jakaś tam część wśród nich to rzeczywiście osoby z rozwiniętą inteligencją językową, które wybrały ten profil z własnej nieprzymuszonej woli.
    Naprawdę szanuję ludzi, których zagłębianie się w historyczne zawiłości kręci i przychodzi z łatwością. Albo też nie mają problemu z interpretacją wierszy, która jest dla mnie czarną magią. Podziwiam ludzi na prawie, bo ten kierunek jest zupełnie nie dla mnie.
    Jednak to wszystko jest kwestią upodobań i predyspozycji. Lubisz biologię i chemię? Idź na biolchem. Lubisz polski, wos, historię? Idź na humana. Kręci Cię matma i fizyka? Wiadomo.
    Nie widzę sensu w szufladkowaniu ludzi. Nie ma jednego typu inteligencji, o czym pisałam kiedyś na moim prywatnym blogu. Nie można powiedzieć, że humanista jest nieinteligentny, bo nie radzi sobie z matmą. On po prostu ma rozwinięty inny jej typ.
    Osobiście ubolewam nad typ, że rozwiązywanie matematycznych problemów nie sprawia mi przyjemności i nie przychodzi ze specjalną łatwością, a kiedy każą mi interpretować wiersz, wpatruję się tępo w tekst, nie mogąc wymyślić, co ten autor mógł mieć na myśli. Pozostaje mi skupić się nad tym, co lubię i z czym wiążę swoją przyszłość. No i nad fizyką, której nie lubię, ale to już inna sprawa, bo wyjścia nie mam...

    OdpowiedzUsuń
  11. Smirku, jest dokładnie tak, jak piszesz. Wszyscy w humanie (w liceum czy na studiach, nieważne) widzą "lekki" plan lekcji, a mało kto pomyśli, ile trzeba zrobić samemu, ile potrzeba własnej inicjatywy, aby wyjść na to osławione "PanDa3". Tak, podziwiam ludzi z biolchemu czy inżynierów, którzy zasuwają po 30 godzin w tygodniu (wykłady, laborki, praktyki, ćwiczenia, tutoriale, co se człowiek nie wymyśli), bo to kawał harówy, jak na mój gust. I nierzadko zazdroszczę ludziom z anglistyki, którzy mają w sumie może z 10 godzin zajęć tygodniowo maks. Ale podczas gdy ścisłowcy po zajęciach i ewentualnych zadaniach domowych są wolni, tak owi przykładowi angliści muszą czytać po X książek tygodniowo, dodatkowo artykuły, udzielanie się dodatkowo, ekstra wykłady - i to wszystko mając na uwadze życie prywatne i próbując nie oszaleć. Akurat mnie się poszczęściło i w Anglii nie ma tego stereotypu "humanista-nieuk", ale pewien stopień jakiegoś takiego głaskania po główce i mówienia rzeczy typu "oj dziecko, na chemiku/biolchemie/inżynierii/czymkolwiek ścisłym to by cię pogonili" jest, jednak chyba bardziej w tonie żartobliwym aniżeli protekcjonalnym.

    OdpowiedzUsuń
  12. Misako, oczywiście, że szufladkowanie ludzi nie jest fair, a to robi większość polskich szkół i 90% nauczycieli. Nie wspominając o uczniach, którzy lubią dolać oliwy do ognia. Czasami jednak krew mnie zalewa, gdy np. rozmawiam z koleżanką z humana, dialog prezentuje się tak:
    Ona: O nie, mam w przyszłym tygodniu dwa sprawdziany, Boże, jak ja sobie poradzę, masakra, to powinno być zabronione, nie da się nauczyć do dwóch na raz!
    Ja: Ja też mam dwa...
    Ona: No i co, ale ty jesteś przyzwyczajona!
    . . .
    Aha...

    OdpowiedzUsuń
  13. Misako, fizyka to dzieło szatana!

    OdpowiedzUsuń
  14. Jednak to znowu jest generalizowanie. To jest jakaś jedna koleżanka, a humanistów miliony.
    Prawda jest taka, że jeśli ludzie są ambitni, chcą coś osiągnąć, będą pracować nad swoimi 'przedmiotami kierunkowymi' w równym stopniu niezależnie od ich zainteresowań i predyspozycji.
    Dobrze, jeden będzie trzaskał zadania Pazdry, drugi zagłębiał się w historyczne tomiszcza, ale uważam, że nie ma podstaw, by twierdzić, że coś łatwiejsze bądź mniej wartościowe.

    OdpowiedzUsuń
  15. @dante, dokładnie! Niestety muszę zaprzyjaźnić się z tym dziełem szatana i to jak najprędzej, bo czarno widzę moją maturę...

    OdpowiedzUsuń
  16. Misako, zadania z Pazdry! Olosie, uwielbiałam ten zbiór zadań.

    OdpowiedzUsuń
  17. Misako, nie można udowodnić swoich stwierdzeń, nie popierając ich przykładami, to próbowałam zrobić :)
    Mnie nikt do humanistów nie musi przekonywać. Niestety, ja sama wybrałam źle i poszłam na biolchem, będąc humanistką... Impuls, głupota, nie wiem właściwie, ale skończyło się na tym, że zamiast uczyć się biologii, czytam ciekawostki z historii, itd., itd. Jestem natomiast w stanie spojrzeć na równoległe humany z punktu widzenia osoby na biolchemie i moje spostrzeżenia są jakie są.
    Pazdro jest fajny, ale Reych lepszy, nie wspominając o towarzyszu Witowskim :)

    OdpowiedzUsuń
  18. No właśnie - przykładami, a nie jednym. Bo póki co dowiedziałam się tylko o jednej koleżance :).
    Reych? Nic mi to nie mówi, szczerze mówiąc.

    OdpowiedzUsuń
  19. Dwóch. Jeszcze ta od benzenu :D A tak na poważnie to nie ma sensu wypisywać wszystkich przypadków z mojego życia. Jestem świadoma, że tak samo dużo tępaków może się trafić zarówno w klasach ścisłych, jak i humanistycznych. Ale gdy przeczytałam o tym, jaki luz mają biolchemy, po prostu nie mogłam się powstrzymać od monologu!

    OdpowiedzUsuń
  20. A kto napisał, że biolchemy mają luz?

    OdpowiedzUsuń
  21. Smirek pisała o klasach ścisłych

    OdpowiedzUsuń
  22. @suszak: dla dziewczyny w liceum (nawet i na humanie) DWA SPRAWDZIANY W TYGODNIU TO DUŻO?! Aż mi się wierzyć nie chce! To ja - dziecię w gimnazjum - nie dziwię się i nie mruczę, jak nauczyciele dowalą w jednym tygodniu cztery sprawdziany, bo się akurat tak skumuluje. Siedzę cicho, jak mam "kartkówkę" z biologii z pięćdziesięciu stron w podręczniku i tego samego dnia sprawdzian z angielskiego ze wszystkich czasów. Pomińmy kartkówki i codzienne zadania domowe (nawet i po kilkanaście czasem dadzą). Nieeeee, aż mi się nie chce wierzyć, że człowiek w liceum sądzi, że dwa sprawdziany to dużo ._.

    OdpowiedzUsuń
  23. Nigdzie nie widzę wzmianki, o tym, że biolchemy się obijają i mają luz, ale może coś przeoczyłam...

    OdpowiedzUsuń
  24. pierestrojka - przykład jest autentyczny i owszem dla mnie to podpada pod kiepski żart, ale nim nie jest :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Śmiesznie to brzmi w ustach gimnazjalistki, ale zadziwia mnie głupota niektórych przedstawicieli złotej polskiej młodzieży. Życzę powodzenia w życiu suszakowej znajomej. Ciekawe, gdzie się to dziewczę uchowało...

    OdpowiedzUsuń
  26. @ suszak - wiesz, że chciałam zrobić podobnie? Oo chciałam sobie zrobić na złość i iść na rozszerzoną chemię. Bo ja od piątek klasy podstawówki wiem, co chcę studiować. I uznałam, że jestem taka ohydnie monotematyczna. Więc chciałam sobie walnąć rozszerzoną chemię. Ale niestety - nie znalazłam klasy z rozszerzoną chemią bez rozszerzonej biologii.
    Miałam też wielką wypowiedź w Twoją stronę skierowaną, ale już temat zszedł na bok, więc sobie podaruję. xd
    Rozumiem Twoje zirytowanie, bo widzę, że u Ciebie biolchem jest takim polhistem o mnie w szkole. Mówiłaś też o tym, że to zależy od szkoły itp. Tak, masz rację, ale niestety w Trójmieście rozchodzi się na wszystkie szkoły. Już idąc do human byłam szykanowana, że będziemy z moją klasą beznadziejni, bo humany tak zawsze, że będziemy tępi, że BLABLABLA. I tak, kurwica już wtedy człowieka trafia i rzygać się chce. Na studiach jest to samo. Ale zwykle nawet podyskutować nie można. Bo o ile jeszcze takiego uczniaka zrozumiem, który powie "ale Ty jesteś przyzwyczajona", bo może jej czas wzrostu inteligencji jeszcze nie nadszedł. Ale moja koleżanka niejednokrotnie próbowała udowodnić tym z Politechniki, że na UG nie jest tak łatwo. Proponowała semestralną zamianę z jednego przedmiotu (po długiej dyskusji). Nikt się nie odważył. Wszyscy mocni w słowie.

    @ Chyio, przy tym, co pisałaś, poczułam się jak w domu. Taak, kto by tam spał, jadł, miał życie prywatne. DO KSIĄŻEK! ZANALIZOWAĆ CAŁY TOMIK POEZJI RÓŻEWICZA NA JUTRO!

    @ Misako - ja tam z rozwiązywaniem zadań z matmy i z fizyki nie mam problemu, jeśli mam przerwy. Nie sprawia mi problemu samo rozwiązanie, a DŁUGOŚĆ rozwiązywania. Po mniej więcej półtorej godziny zaczynam mieć odruchy wymiotne i panicznie się śmieję do stojącego na parapecie kaktusa.

    OdpowiedzUsuń
  27. @ suszak - pisałam o tych z mojej szkoły. a wszędzie indziej nie pisąłam, że mają łatwo, a o tym, jak pewna grupa ścisłowców odnosi się do humanistów.

    OdpowiedzUsuń
  28. smirku, nie odniosę się, jak mówię, do sytuacji na studiach. I rozumiem też sytuacje w szkołach, w których jest odwrotnie niż w mojej. Moja najbliższa przyjaciółka jest na humanie i widzę, ile pracuje. Natomiast częściej w moim mieście spotykam się z sytuacją, że ścisłowcy zapierniczają, a humaniści mają wolne. I się śmieją. Z nas. Kwestia regionu? Być może... Chociaż kto by tam to wiedział.

    OdpowiedzUsuń
  29. w ogóle zastanawia mnie też, skąd pojawił się taki rozłam, że biolchem nagle stał się ścisły. przecież to też dziedziny humanistyczne.

    OdpowiedzUsuń
  30. Hm, ja to bym bardziej powiedziała, że biologia, chemia i geografia to taki trzeci 'odłam' - dziedziny przyrodnicze. Jednak jeśli już miałabym klasyfikować to do humanistycznych albo ścisłych, to chyba jednak te ścisłe.

    OdpowiedzUsuń
  31. Rzeczywiście też nad tym ostatnio myślałam, niestety nic ciekawego nie wymyśliłam :)

    OdpowiedzUsuń
  32. kiedyś medycyna była uznawana za dziedzinę humanistyczną, Misako.
    była też teoria, o ile dobrze pamiętam, pana Harisa (mogłam coś przekręcić w nazwisku, bo nie mam do nazwisk i imion pamięci), że jest pięć przedmiotów stricte humanistycznych: sztuka, matematyka, historia, geografia i historia.

    OdpowiedzUsuń
  33. Może się nie znam na takich rzeczach, ale o ile mi dobrze wiadomo, humanizm oznacza kierunek stawiający człowieka w centrum uwagi. Więc co do diabła robi w tym ciągu matematyka i geografia? Już by biologia bardziej pasowała. Chyba żeby rozpatrywać że humanista to ktoś, kto zna się na każdej dziedzinie życia po trochu... Ale chyba wymieniłaś dwa razy historię :)
    A medycyna to kierunek pół na pół. Trzeba mieć, moim zdaniem, umysł ścisły, ale zawód sam w sobie jest humanistyczny.

    OdpowiedzUsuń
  34. ah, tak, zamiast jednej historii miała być gramatyka. :D z tego co pamiętam, tamten pogląd definiował te nauki jako "okna duszy", które rozwijają w człowieku myślenie i intelekt.
    Choć w sumie w takim razie nie wiem, co tam robi biologia, ro pasuje mi tam jak krowie siodło. Równie dobrze można zamienić z biologią. :)
    co do medycyny to - w moich oczach - do jej nauki potrzebny jest umysł ścisły, zaś do wykonywania humanistyczny. właściwie taka osoba chyba musi się wykazywać jednym z największych wygimnastykowań umysłu.
    strasznie mnie kręcą diagnostycy.
    czym chcesz się zająć po biolchemie, suszaku? stricte medycyną, czy może do końca potraktujesz to jako "błąd" i wybierzesz inny kierunek?
    a Ty Misako?

    OdpowiedzUsuń
  35. Ostatnio już zwątpiłam. Na pewno będzie to coś powiązanego z biologią, innej opcji nie widzę. Nie jestem pewna, czy medycyna, choć póki co takie mam plany, ale nie upieram się przy tym. Jeszcze trochę czasu, aby zdecydować i zobaczyć, gdzie właściwie się dostanę.
    A Ty, smirku?

    OdpowiedzUsuń
  36. medycyna to rzecz głęboka i szeroka. :D myślałaś o czymś konkretnym?
    ja aspiruję na:
    a) dziennikarza
    b) recenzenta
    c) korektora tekstów.
    z kolejnością od końca.

    OdpowiedzUsuń
  37. Myślałam o neurologii, ale tak bardzo po cichu. Póki co studia wydają mi się dość odległe. Nie zapędzam się do rozważania specjalizacji, bo nie wiem nawet, czy dostanę się na tę medycynę.
    Praca dziennikarza i recenzenta wydają się naprawdę ciekawe. Korektor tekstu? To chyba trzeba lubić ;p.

    OdpowiedzUsuń
  38. @ Misako - o matko. Medycyna? To już wybierz bardziej dochodową specjalizację jak ginekologia, kardiologia, a jak nie to może coś pokrewnego jak stomatologia?

    OdpowiedzUsuń
  39. Nie, stomatologii do siebie nie dopuszczam. Nie chciałabym ludziom w paszczach grzebać ;p. Ale tak jak mówię, specjalizacja to naprawdę odległa sprawa. Najpierw trzeba się na tę medycynę dostać i być pewnym, że chce się spędzić te 6 lat na ostrej harówie...

    OdpowiedzUsuń
  40. Wciąż nie wiem i nie wiem. Raz się najeżę i stwierdzam, że absolutnie nie mam zamiaru marnować sobie młodości, a chwilę potem stwierdzam, że to niegłupi pomysł. Waham się pomiędzy medycznymi naukami a biologią, neurobiologią, a jak nie, to sama nie wiem... :< Liczę że w przeciągu kilku miesięcy po maturze wygram milion, wydam bestseller i będę opływać w bogactwa bez studiów :D

    OdpowiedzUsuń
  41. @ Misako - pierwszy trzy lata, reszta sama zleci, głównie na imprezach. Przynajmniej tyle pamiętam mieszkania w lekarskim akademiku :).
    A co do grzebania ludziom... lekarze czasem też muszą pogrzebać tu i ówdzie :D.

    OdpowiedzUsuń
  42. Misako - od tego roku 5 lat. :)

    OdpowiedzUsuń
  43. Medycyna, medycyna... Nikt zwierzątek nie lubi?

    OdpowiedzUsuń
  44. @suszak: w sumie to nawet nie wiem, ile teraz trwa medycyna ani ile trwać będzie, ale już tak palnęłam te 6 lat, bo z tymi studiami wiąże się jeszcze harówa w maturalnej, jak i staże, praktyki i te inne.
    @dante: Lubię zwierzątka. Szczególnie koniki, jako że jeżdżę konno, ale muszę przyznać, że do weterynarii mnie nie ciągnie mimo wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  45. @Smirek - życzę Ci z całego serca, abyś korektorem tekstów (zwłaszcza literackich) została. Bo czasem to aż mam ochotę napisać do niektórych wydawnictw pełnego furii maila albo nawet i list, że jak to tak można traktować język polski oraz rządzące nim zasady (interpunkcja przede wszystkim, ale parę pozmienianych zaimków, typu "on" zamiast "ona", też widziałam). Potrzeba nowej fali korektorów, kompetentnych, a przy tym pełnych zapału, bo bez zapału to przez głupie terminy, jakie wydawnictwa narzucają, można skończyć tak jak cała reszta (tj. doprowadzając tych co bardziej zaznajomionych z zasadami poprawnej polszczyzny do białej gorączki o byle bzdury, ale jednak bzdury, których w drukowanej literaturze być nie powinno).

    OdpowiedzUsuń
  46. A ja żałuję, że nie poszłam do klasy matematyczno-fizycznej. Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że mam za sobą etap fascynacji biologią, etap fascynacji przedmiotami humanistycznymi i dopiero matematyka oraz fizyka dają mi radość. Poza tym to chyba od człowieka zależy, a nie od profilu. Też byłam na profilu niby humanistycznym niby biologicznym, a uwielbiam matmę i to z tym chciałabym wiązać swoją przyszłość.
    A to, co najbardziej mnie bawi w dzisiejszym świecie to stwierdzenie 'skoro nie lubię i nie potrafię matmy, to jestem humanistą' Bzdura totalna. Na miano humanisty trzeba zasłużyć, same problemy z matematyką nie wystarczą ; ).

    OdpowiedzUsuń
  47. Smireczku, Smireczku. Czemuż trąbisz o czymś, co Ciebie nie dotyczy? Czy uważasz się za tę gnębioną humanistkę, która stwierdziwszy, że nie rozumie matematyki postanowiła zostać humanistką? Wydaje mi się, że tu tylko chodzi o te durne profilowanie klas, że humanizm jest hipsterski, czyli modny i nie ma nic lepszego od wicia się w bólach, bo nikt nie kocha humanistów. A ciągły pocisk jest przecież na tego typu ludzi, a nie na kogoś oczytanego, inteligentnego, który potrafi przekonać, że ma rację i że nie interesuje go jedynie pisanie wierszy i uczenie się historii. Piszesz, że wydaje się, że być humanistą jest łatwiej. Tak - łatwiej się pod takiego podszyć. W końcu to żadna sztuka wykuć na pamięć kilkanaście wierszy i sypać potem cytatami, żeby stwarzać pozory. W końcu nieumiejętność matematycznego myślenia ukryć trudniej.
    Zresztą, prawdę mówiąc, nawet jeśli zazwyczaj szczerze cisnę humanistom i się z nich śmieję, to robię to tylko dlatego, że denerwują mnie ich talenty w operowaniu słowem, w słownym wyjaśnianiu sobie każdej rzeczy i tego Wam, prawdziwym humanistom zazdroszczę. Jak również zakurzonych biblioteczek, książek, którymi potraficie się zachwycać i robić z tego niesamowite rzeczy, opowiadań na każdy temat. Bo dla mnie, jak czegoś nie zapiszesz wzorem - to to nie istnieje.

    Co nie zmienia faktu, że przyjemnie się Was denerwuje! :D

    OdpowiedzUsuń
  48. nie wyobrażasz sobie, jak wiele mam wspólnego z humanistą, który jest postrzegany jako "ten, co nie umie matmy", obśmiewany na każdym możliwym kroku, a gdy próbuje coś udowodnić, uważany za mola książkowego. nie wiesz jak dużo mam wspólnego z dziwadłem bez pasji tudzież z pasją, która jest nic nie warta.
    mówię o tym, czego doświadczyłam ja i wielu moich znajomych.
    dla ciebie to jest śmieszny, zabawny pojazd, a my - od początku siedząc w kulturze, która po humanistach jeździ - mamy już tego dość. i to już nie jest zabawne. bo gdzieś jest granica dobrej zabawy czyimś kosztem.

    OdpowiedzUsuń
  49. Zauważ, że po ściślakach też się jeździ. Serio. Są ludzie, którzy potrafią obśmiać się jak norka, bo ktoś nie interesuje się aktualnie modnymi przedmiotami humanistycznymi. Nikt nie pomyśli o tych wiecznie wyśmiewanych nerdach. Dajecie po sobie jeździć to macie :P
    Poza tym, czy coś jest ze mną nie tak jeśli jestem molem książkowym i rozumiem matmę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest nic nie tak. Jest w porządku. Każdy jest inny i to wypadałoby zaakceptować, a nie tworzyć podziały i się z nich śmiać.
      Ale co ja na przykład mam zrobić, kiedy się ze mnie śmieją? Okej, odpowiem im, odpowiem inteligentnie, nie zniżając się do nich poziomu. Zostanę uznana za kujona lub że się wymądrzam, zaczną się śmiać jeszcze bardziej. Nie odpowiem, uznają, żem głupia. Zniżyć się do ich poziomu? Co jeszcze. I widzisz, kółeczko się zamyka.

      Usuń
  50. Dobry ten tekst, jest w nim sporo rzeczywiście problemowych rzeczy. Przypomniało mi się pewien fragment wywiadu z przyjacielem Lema: człowiek ten opowiadał, że na medycynie ONI, czyli studenci medycyny, patrzyli z zazdrością na polonistów - bo ONI musieli wkuwać potężne tomiszcza na egzaminy, a TAMCI, poloniści-humaniści, przeczytali sobie jakąś powiastkę, przychodzili na zajęcia i wymyślali sobie na luzie jakąś tam entą interpretację.
    W tym momencie nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać, czy cisnąć czytanym wywiadem o ścianę. Tak, to jest między innymi to - brak wiedzy o cudzym kierunku i brak wyobraźni; inaczej pomyślałoby się logicznie: interpretacji też się nie bierze z niczego. Do analizowania i interpretowania też trzeba mieć jakieś narzędzia - a te narzędzia nie spadają z nieba.
    I jeszcze trzeba mieć w sobie humanistyczną właśnie świadomość (zarezerwowaną nie tylko dla humanistów "po kierunku"), by zwyczajnie nie wyśmiewać cudzych studiów dlatego, że są inne niż moje.
    Żeby nie pozostać przy cudzej historii - trzy lata temu koleżanka, studentka medycyny, przedstawiła mnie swojej przyjaciółce z roku. Ja mówię: jestem po filologii. Świeżo poznana dziewczyna: śmieje mi się prosto w twarz. Ja: no, mnie zamurowało. A niesmak na samo wspomnienie owej dziewczyny czuję do dziś.
    Przy czym - na podstawie tych dwóch wydarzeń nie stwierdzam, że "wszyscy po/na medycynie są tacy i tacy". Po prostu - przyjaciel Lema miał wygodne klapki na oczach, a poznana dziewczyna - kiepski poziom kultury osobistej. Bywa. I wśród tych, którzy nazywają siebie lub są nazywani humanistami, też niestety znajdują się tacy, którzy o kulturę osobistą nawet piętą się nie otarli.

    OdpowiedzUsuń
  51. A ja nie rozumiem, skąd taki sztywny podział. Chodzę do klasy humanistycznej, ale gdyby ktoś mnie zapytał, czy jestem humanistką, czy umysłem ścisłym, musiałabym chwilę pomyśleć. Czy to, że czytam Dostojewskiego oznacza, że nie mogę lubić chemii? A ja właśnie uwielbiam chemię, choć ze względu na swoje rozstrzepanie i skłonność do gubienia literek zdarza mi sie zgarnąć tróję z kartkówki. Nie przeszkadza mi to wcale w hodowaniu kryształów ałunu potasowego tudzież badaniu ph kosmetyków w łazience. Rodzina zatrudniła mnie do tłumaczenia żartów Sheldona z "Teorii Wielkiego Podrywu", nie mówiąc już o tym, że parę razy z grupą fizyków organizowałam warsztaty dla gimnazjum.
    Owszem, przedmioty humanistyczne są dla mnie łatwiejsze, ale tylko dlatego, że bardziej je czuję. Ktoś mógłby powiedzieć, że umiejętność interpretacji wiersza to mało przydatna zdolność, ale przecież poezja to sposób przekazywania myśli, emocji - jak mam przejść przez życie, nie potrafiąc zrozumieć drugiego człowieka? Mam być, za przeproszeniem, jak jełop z matfizu, któremu trzeba wszystko powiedzieć wprost, a najlepiej wypisać w punktach? ;)
    Oczywiście, działa to w drugą stronę. Mój kumpel z biolchemu tworzy genialne opowiadania, czytałam też felietony znajomego fizyka i muszę przyznać, że były naprawdę dobre.
    Nie lubię klasyfikowania ludzi, ponieważ to rodzi tylko konflikty. Świat nie dzieli się na humanistów i ścisłowców - są tacy, którzy sprawdzają się niemal we wszystkim, a również tacy, którzy dają ciała i podczas lekcji polskiego i matematyki, ale za to mają zupełnie inne, unikalne talenty. Każdy jest potrzebny i wartościowy. :)

    OdpowiedzUsuń
  52. Dawno już nie chodzę do szkoły i się nie uczę i nie mogę uwierzyć w to co opisujesz. U mnie w liceum może i nie było takiego problemu, bo to liceum artystyczne, każdy był jaki był i nikomu nic do tego. Ale na studiach byliśmy już na tyle dorośli, żeby wiedzieć, że humanista od umysłu ścisłego gorszy nie jest. Ani na odwrót.

    OdpowiedzUsuń
  53. Smirku, wszystko ładnie pięknie, ale to działa w obie strony, wiesz?
    Jestem matfizem. Tak, dziewczyną na mat-fizie (nie wiem, czy to takie niezwykłe zjawisko czy co, ale muszę to zastrzec).
    I ludzie, kiedy tylko słyszą, że poszłam na mat-fiz do jednego z najlepszych liceów w moim mieście, od razu zaczynają się złośliwie uśmiechać. Bo skoro matfiz, to na pewno bez życia prywatnego. Jakże to tak w ogóle. Ja nic innego nie robię, tylko liczę w domu zadanka. A to, że ja sobie codziennie czytam artykuły na elpais i lefigaro, że dla rozrywki uczę się nowych słówek i piszę i czytam fanfiction w obcym języku, to nagle strasznie się dziwią. Bo ja poza fizyką to powinnam nie mieć życia.
    Po drugie, skoro jestem dziewczyną i poszłam na ten "nieszczęsny matfiz", to muszę być strasznym pasztetem i w ogóle dziwną dziewczyną, skoro się tam pcham. Powinnam nosić okulary grube jak dno butelki i wiecznie mieć tylko końcówkę szamponu. I w ogóle brzydka jestem strasznie.
    I niektórych to boli tak samo jak Ciebie posądzenia, że na tym humanie nic nie robisz. Mnie akurat nie, bo nigdy się za piękność nie uważałam, więc w zasadzie nic mnie nie obchodzi, co inni sądzą na ten temat. Ale wkurzam się strasznie, słysząc, że nie mam życia, zainteresowań, pasji, tylko dlatego, że nie jestem na biolchemie albo na humanie. A to, że ja nie wyobrażam sobie dnia bez przeczytania chociaż kawałka książki, to już nikogo nie obchodzi.
    Ja do biolchemów czy humanów nic nie mam. Wręcz przeciwnie, ale to jakaś dziwna niesprawiedliwość, że od humanów nie oczekuje się znajomości chemii i fizyki, o matmie nie wspominając, a mat-fizy powinny znać to wszystko i jeszcze doskonale orientować się w klasyce literatury, historii i sztuki. Moim zdaniem to błąd w założeniu - albo znamy wszystko i jesteśmy specjalistami w jakiejś dziedzinie, albo nie znamy niczego poza swoją dziedziną. Ale tak wszystko razem to się nie da.
    A co do "analizowania tomików na wczoraj"... ^^ To serio, matfizom też się nie chce przeliczać setek zadań, nawet jeśli są ze zbioru Pazdro, a zwłaszcza wtedy, kiedy niektóre przykłady po prostu urągają ludzkiej inteligencji :)

    OdpowiedzUsuń