Większość
osób, które ocenia również zgłasza własne blogi do oceny. Patrząc na aktualną
ankietę na Katalogu wyraźnie widać, że takie osoby chcą poznać czyjąś opinię i
dokształcić się, a przy okazji zrobić betę tekstu. Zareklamować tekst pewnie
też, ale to tak przy okazji i na pewno nie jest to priorytetem. Są to dwie
opcje, które są ważne dla każdej osoby piszącej. Nigdy nie uwierzę, że ktoś
pisze tylko do szuflady, to tylko okłamywanie siebie i nic poza tym. Gdyby tak
było, to po co publikować teksty na blogach i dawać je do oceny? Cieszyć się z
każdego komentarza, czekać na niego niecierpliwie zwłaszcza, gdy wywiąże się
jakaś dyskusja pod najnowszym rozdziale… nie spać po nocach rozmyślając o tym,
jak jeszcze zadowolić czytelnika. To właśnie tzw. pisanie do szuflady. Sama
wiem jak to jest, a w porównaniu do innych, których miałam przyjemność czytać, piszę
bardzo niewiele, ale i tak nie jest to do szuflady, gdyż teksty są dedykowane
komuś.
Och… i oczywiście, chciałabym je kiedyś wydać, choćby własnym kosztem, dla siebie i tych kilku osób. Może dlatego czasami tak bardzo się kłócę, gdy ktoś twierdzi, że pisze tylko dla siebie i w sumie nie zależy mu na opinii i w ogóle nie myśli o tym, aby to kiedyś była książka w twardej okładce. Więc po co zgłaszać blog do oceny? A no… skoro tyle było pochlebnych komentarzy na blogu, to może wypadałoby poznać inną opinię, bardziej obiektywną? Zgłosić blog do ocenialni, tam powiedzą co jest źle, co poprawić, po za tym jeśli tak dobrze piszę, to będzie super reklama jak dostanie się najlepszą ocenę! Potem tygodnie, miesiące oczekiwań i…? I zonk! W dodatku przez duże Z. Okazuje się, że tekst nie jest tak wspaniały, jaki być powinien. Pełno błędów, z których w gruncie rzeczy byliśmy świadomi, no ale jakoś nie zeszło się ich poprawić, a które utrudniały czytanie. Z dwudziestu rozdziałów ocenione zostały w porywach pięć i to w dodatku te najkrótsze… lekki niedosyt jest. Gorzej, gdyby została oceniona całość i cały tekst okazał się tragiczny i do przeróbki. Co z tego, że osoba oceniająca zawarła rady co zrobić, by tekst poprawić, wskazała błędy, skoro tekst okazał się do niczego?!!? Co wtedy robimy? Dziękujemy jedno-zdaniowo, a potem walimy na blogu ogłoszenie, że opowiadanie jest zawieszone, bo jest do niczego. Takie zachowanie świadczy jedynie o niedojrzałości i nie akceptowaniu krytyki własnego dzieła, a tym samym nie akceptowaniu udzielonych porad.
Och… i oczywiście, chciałabym je kiedyś wydać, choćby własnym kosztem, dla siebie i tych kilku osób. Może dlatego czasami tak bardzo się kłócę, gdy ktoś twierdzi, że pisze tylko dla siebie i w sumie nie zależy mu na opinii i w ogóle nie myśli o tym, aby to kiedyś była książka w twardej okładce. Więc po co zgłaszać blog do oceny? A no… skoro tyle było pochlebnych komentarzy na blogu, to może wypadałoby poznać inną opinię, bardziej obiektywną? Zgłosić blog do ocenialni, tam powiedzą co jest źle, co poprawić, po za tym jeśli tak dobrze piszę, to będzie super reklama jak dostanie się najlepszą ocenę! Potem tygodnie, miesiące oczekiwań i…? I zonk! W dodatku przez duże Z. Okazuje się, że tekst nie jest tak wspaniały, jaki być powinien. Pełno błędów, z których w gruncie rzeczy byliśmy świadomi, no ale jakoś nie zeszło się ich poprawić, a które utrudniały czytanie. Z dwudziestu rozdziałów ocenione zostały w porywach pięć i to w dodatku te najkrótsze… lekki niedosyt jest. Gorzej, gdyby została oceniona całość i cały tekst okazał się tragiczny i do przeróbki. Co z tego, że osoba oceniająca zawarła rady co zrobić, by tekst poprawić, wskazała błędy, skoro tekst okazał się do niczego?!!? Co wtedy robimy? Dziękujemy jedno-zdaniowo, a potem walimy na blogu ogłoszenie, że opowiadanie jest zawieszone, bo jest do niczego. Takie zachowanie świadczy jedynie o niedojrzałości i nie akceptowaniu krytyki własnego dzieła, a tym samym nie akceptowaniu udzielonych porad.
Dość długaśny
wstęp mi wyszedł do tego, o czym chciałam pisać i jak zwykle chaotyczny, ale do
rzeczy. Ja rozumiem, że większość z Was jest młoda lub bardzo młoda. I owszem,
patrzę na to ze swojej perspektywy. Bardzo łatwo jest zniechęcić do pisania,
bardzo łatwo. Patrząc na ankiety na blogu Suszaka widać wyraźnie w jakim wieku
ankietowani, czyli Wy, zaczęliście tworzyć własne teksty – raptem mając 10-12
lat, tak właśnie odpowiedziała większość. Były jedynie dwie osoby, które
wybrały opcję powyżej 19 lat, czyli jako osoby już dorosłe, czyli mniej lub
bardziej dojrzałe, odporne na krytykę. Zatem większość zaczynała jako dzieci… Patrząc
z mojej perspektywy, ocenianie czyjejś twórczości jest jak wychowywanie dzieci,
wskazuje się im drogę, zwraca uwagę na błędy, pomaga zwalczyć przeciwności. Moim
zdaniem wychowywanie dzieci jest odpowiedzialnym zadaniem, zatem i ocenianie
również takim powinno być. Tylko czy jest tak w rzeczywistości?
Każda z
ocenialni ma własny styl pisania ocen, a także tego, jak podchodzi do oceniającego,
jednak jak zauważyłam bardzo często zapominacie, że po drugiej stronie monitora
też jest osoba, osoba, którą bardzo łatwo zniszczyć. Dosłownie. Och, nie
twierdzę, że należy głaskać i umilać ocenę jak tylko można, wręcz przeciwnie.
Sądzę jednak, że należy do sprawy podejść rzetelnie, jakbyśmy oceniali nasz
własny tekst. To, czy oceniona osoba weźmie sobie rady do serca, zależy niemal
wyłącznie od nas. Po pierwsze zastanówcie się, dlaczego oceniacie, czy jest to
tylko zabawa, sposób na zabicie czasu, czy coś więcej? Nie będę się nad tym
rozwodzić, bo ten temat przerabiany był nie raz, zważywszy na to jak szybko
pojawiają się nowe ocenialni i jak równie szybko znikają. Niemal każda oceniania
przeszła jakiś kryzys, niektóre wyszły z niego z korzyścią inne ze stratą, część
zwątpiła w to co robi i pogubiła się. Bywa i tak. Tylko jak to się przekłada na
tych wszystkich, którzy miesiącami czekają z niecierpliwością w kolejce? I nie
mogą się doczekać? Och… no tak, oceniający też człowiek, ma prawo do własnego
życia. Ten punkt jest widoczny niemal w każdym regulaminie. Nikt oczywiście nie
wspomniał, że oczekujący na ocenę to tylko kilka literek na monitorze, bo na
pewno nie człowiek. Czekanie zniechęca równie mocno, co niepochlebna opinia,
jednak nie rani tak mocno jak nierzetelna ocena, wykonana po łebkach,
wprawiająca autora w samo zachwyt. Rani niemal tak mocno, jak fanowskie
(inaczej nie da się tego nazwać) komentarze na blogach. Potem taka osoba zderza
się z rzeczywistością, bo nikt kogo te osoby poprosiły o radę i wsparcie, nie wywiązał
się z tego. Nagle okazuje się, że opowiadanie zbierające same piątki okazuje
się chłamem nie do przeczytania, a poczucie wartości autora spoczywające do tej
pory na piedestale chwały spada i rozbija się z trzaskiem na milion kawałków.
Naprawdę ciężko się po tym pozbierać.
Nie wątpię, że
większość z Was oceniających nie zdaje sobie sprawy z tego, że to Wy jesteście
pierwszą linią krytyki, która może ukształtować przyszłych pisarzy. To Wy
możecie sprawić, że pojawią się perły i diamenty… jeśli wcześniej ich nie
rozdepczecie oczywiście.
To tylko taki
malutki apel, po przydługaśnym wstępie. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziecie
i każdy z Was wypowie się na ten temat, jak podchodzi do tej sprawy i czy po
przeczytaniu tego choć przez sekundę ujrzał inne podejście do oceniania.
Nie jestem dobra w pisaniu artykułów, ale ciśnienie podnosić umiem. Zapraszam do dyskusji.
" Były jedynie dwie osoby, które wybrały opcję powyżej 19 lat, czyli jako osoby już dorosłe, czyli mniej lub bardziej dojrzałe, odporne na krytykę."
OdpowiedzUsuńMyślę, że wiek nie ma nic do rzeczy jeśli chodzi o "odporność na krytykę". Znam parę osób po dwudzieste i wcale nie są na nią odporne. :)
Chciałam się jeszcze odnieść się do pisania dla siebie, ale zrobię to gdy będę na "własnym gruncie".
Pozdrawiam :)
Osoba,która ma 19 lat jest bardziej odporna na krytykę niż 10latka. Łatwiej może sobie z nią poradzić, ale jak to robi,to już różnie wychodzi, kwestia osobowości.
UsuńMyślę, że Zozali raczej nie chodziło o to, że starsze osoby mogą nie być odporne na krytykę nawet jeżeli mają te 19, 20 czy nawet 50 lat, a to, że rzadko który dwunasto, czy dziesięciolatek jest na tyle dojrzały, by przeczytać negatywną opinię o swoim dziele, odetchnąć raz czy dwa i powiedzieć sobie "Tak, on/ona ma rację, powinienem/powinnam to zmienić".
UsuńDzieci są z natury niedojrzałe. To nie rola oceniających, by je sprowadzić gwałtownie na ziemię i zmieszać z błotem. Oceniający ma podejść do ocenianego jak człowiek do człowieka, a nie jak głupek do maszyny, bo może sobie co najwyżej, za przeproszeniem, przywalić klawiaturą w łeb.
Od każdej reguły są wyjątki, więc na pewno w blogosferze są dwunastolatkowie *macha*, którzy nie kasują blogów, bo usłyszeli od jakiegoś mało kompetentnego oceniającego, że ich opowiadanie etc. jest beznadziejne i nic z niego nie wyjdzie.
Ale przede wszystkim wyjątek potwierdza regułę.
Pozdrawiam, Niah.
Powinnaś mnie tłumaczyć, z mojego na polski :)
UsuńGdzie tam, ja wszystko zrozumiałam. Po prostu poczułam potrzebę napisania komentarza, a że nadarzyła się okazja do odpowiedzi na inny... jak mogłam jej nie wykorzystać :3?
UsuńPozdrawiam, Niah.
Ciężko ustosunkować mi się do tego, co napisałaś, bo rozumiem, że odnosi się to do oceny opowiadań, ale i ten rodzaj blogów zdarza mi się oceniać. Staram się to robić w miarę rzetelnie i nie tylko przeczytać, ale i ocenić każdy rozdział. To męczące, ale myślę, że autorowi się to należy, bo wkłada w swoje opowiadanie więcej czasu niż ja w ocenę jego bloga. Pod tym względem wolę oceniać pamiętniki, bo tu krytykować mogę swobodnie sposób przekazu oraz subtelnie podkreślać to, co, moim zdaniem, jest nieadekwatne do publikowania w internecie.
OdpowiedzUsuńOczywiście trzeba zwrócić uwagę na fakt, że oprócz grona autorów, którzy faktycznie analizują otrzymaną ocenę, są też tacy, którzy patrzą na cyferkę na końcu i resztą mają gdzieś, ale o tym można pisać i pisać.
Odnośnie kształtowania pisarzy - pracując w bibliotece udało mi się zaznajomić z naprawdę przeróżnymi książkami, tytułami i treściami. Wiele publikacji jest dla mnie nadal niepojętych, ale są też dowodem na to, że w literaturze jest miejsce na wszystko i wszystko znajdzie swoich wielbicieli jak i przeciwników, więc nie ma potrzeby zrażać się już na wstępie, trzeba iść na przód, a gdy traci się wiarę... Proponuję wypad do biblioteki i poszperanie w działa, do których nigdy się nie wchodziło. To skarbnica pomysłów i dowód na to, że literatura nie ma granic.
P.S. Od każdej reguły są wyjątki -> od lat piszę do szuflady. Dosłownie do szuflady. Nigdy niczego nie publikowałam w internecie i nigdy żadne z moich opowiadań nie zostało przez nikogo przeczytanie, więc tak - istnieją ludzie, którzy dosłownie piszą do szuflady i naprawdę nie interesuje ich opinia innych. : )
Ja nie przepadam za pamiętnikami, jeśli chodzi o ocenę, chyba jestem na to za stara i nie potrafię już patrzeć z niektórych, młodszych perspektyw.
UsuńJeśli chodzi o wyjątki - masz rację, nie należysz do tych, którzy publikują i twierdzą, ze piszą do szuflady.
PRZYDŁUGAŚNYM wstępie? Zozali, ten wstęp mnie zabił!
OdpowiedzUsuńMi zawsze jest ciężko trafić w tę niekrzywdzącą rzetelność. Ciężko jest mi, bo nienawidzę sama w sobie eufemizmów, bo utrudniają mi życie, ciężko mi, bo byłam wychowywana mocno krytycznie i z miotającymi się ironicznymi komentarzami jak piorunami, przez co mam trochę inne poczucie tego, co może być krzywdzące, od osoby wrażliwej. Ciężko mi, bo niekiedy osobowość autora i jego poczucie rzetelności rozmija się z moim poczuciem rzetelności.
Ale się staram i dużo czasu poświęcam po napisaniu oceny, aby usunąć wszelkie fragmenty, które w jakiś sposób mogłyby autora urazić, albo żeby ocenę skonkretyzować do mojego maksimum.
Problemem są też ludzie, którzy z jednej strony oczekują profesjonalizmu i rzetelności, a z drugiej strony chcą poznać opinię autora oceny, która jest podszyta emocjami; śmieszna; ironiczna. No i tu zaczynają się kolejne schodki - jak wstrzelić się w wymagania autora tekstu?
A już w ogóle mistrzostwem są ludzie, którzy chcą ocen ironicznych i złośliwych, bo sobie przychodzą i czytają - oczywiście cudze - bez problemów, bo to nie ich tekst i ich ironia nie dotyka. A pewnego dnia to ich blog trafia na szczyt kolejki, to oni dostają złą ocenkę pełną ironicznych tekstów, których autorzy często zakrawają wręcz o brak kultury i chamstwo, i jest smuteczek.
Dobrze, że nie zabił na amen :) Masz rację, nie można zadowolić wszystkich. Jeśli się jest do wszystkiego, to się jest do niczego. Nie można być między młotem a kowadłem. Wszystko zależy od podejścia do oceny, od tego dla kogo piszemy tę ocenę.
UsuńDlatego strasznie mi miło, kiedy autor podaje jakieś informacje o sobie na blogu. To jakaś wskazówka, jak do niego podejść. Czy to ze względu na charakter, czy to ze względu na wiek. Chociaż to drugie ostatnio z przerażająco niskim procentem błędów jestem w stanie określić na podstawie bogactwa językowego autora. O.o
UsuńSmiruś, po tekście można poznać więcej niż o notce na temat wieku. Czasami lepiej nie wiedzieć... naprawdę, bo można się porządnie rozczarować.
UsuńPrzyczyniłam się do skasowania kilku blogów i nie jestem z tego dumna. Jest mi przykro kiedy skutkiem mojej oceny nie jest komentarz autora, a usunięcie blogaska.
OdpowiedzUsuńZawsze staram się znaleźć jakieś mocno strony, nawet jeśli opowiadanie jest kiepskie. Zachęcam do ćwiczeń, do częstszego pisania i czytania większej ilości książek, bo to rozwija. Czasami zdarza się tak, że opowiadanie pod względem fabuły jest totalnie kiepskie, ale ktoś pisze wspaniałym językiem i poprawną polszczyzną. Wtedy chcę, żeby ocena była takim kopem w pupsko, pokazuję wszystkie przyczyny, dla których fabuła jest tragiczna i znowu nakazuję więcej ćwiczyć.
Ostatnio ilość skasowanych blogów tak mnie przestraszyła, że poprosiłam w ocenie autorkę, żeby nie brała krytyki zbytnio do siebie, a miałam trochę jej do zarzucenia. Na szczęście, okazała się osobą świetnie radzącą sobie z ostrymi słowami i jeszcze mi wylewnie dziękowała za zwrócenie uwagi na istotne rzeczy. Poczułam się wtedy spełnioną oceniającą.
Również piszę do szuflady, czy też do folderu w komputerze, nie publikuję nigdzie. Jednakże, przyznaję Ci rację, nie da się wytrzymać bez czytelników. Pisanie nie ma sensu, jeśli nikt nie czyta, tego co napiszę. Mam swoje trzy stałe czytelniczki, realne, z krwi i kości. Mało mi, ale muszą wystarczyć, blogasa z opowiadaniem nie założę!
Pozdrawiam,
m90/Aimee
Sama przyznajesz jaką radością jest to, jak widać, że ktoś bierze sobie do serca dobre rady i chce z nich skorzystać. Od razu człowiekowi lżej na duszy, mimo ze się tam namęczył i nie raz przeklinał czytany tekst. A jednak bywa warto się pomęczyć.
UsuńZazdroszczę Tobie tych czytelniczek. Ja niestety nie mam takiej opcji. W moim wieku... to się jedynie rozmawia o przepisach na sałatki i placki, kto z kim i dlaczego, no i ewentualnie o romansach, jeśli chodzi o książki. W życiu bym się nie przyznała, że cokolwiek piszę, nawet jeśli miałoby to być tylko do szuflady.
jeśli mam być szczera. kiedyś zgłaszałam swojego bloga do ocen, jednak już tego nie robię. Nie dlatego że dostawałam złe oceny, nie zazwyczaj oscylowały (zgłupiałam, dobrego słowa użyłam?) od czwórek do szóstek. najczęściej były to piątki. Problem polega na tym, że 90% oceniających nie powinna nigdy oceniać. Kiedy miałam 50 postów na blogu oceniali tylko trzy i to w dodatku nie najnowsze tylko pierwsze, sprzed roku. w dodatku ocena polegała na streszczeniu rozdziałów tak jakbym to nie ja je pisał. Kolejną sprawą jest fakt, że kilka razy zdarzyła mi się ocena na wskroś subiektywna. na podstronie miałam wyraźnie napisane, że jest to opowiadanie o miłości, niezgodne z kanonem Harry'ego Pottera itp. a jedna oceniająca zaczęła się czepiać, że piszę romans. Więc o co chodzi? Tak piszę romans, ale to chyba nie oznacza, że na wstępie tracę 5 punktów.
OdpowiedzUsuńKolejna sprawa: błędy. Oceniającym wydaje się, ze jest mistrzem ortografii. Sami sadzą błędy a mi wypominają, że mam powtórzenie w zdaniu: "Popłakałam się, kiedy przeniósł się na fotel".
Również nie mogę się zgodzić z faktem, że komentujący tylko słodzą. Moje opowiadanie ciągnie się od 2 lat. Niektóre dziewczęta czytają od samego początku. Nie boją się napisać, co w danym rozdziale im się nie podobało. Często dyskutujemy prywatnie o kreacjach bohaterów, analizujemy razem fakty, których nawet ja nie zauważyłam (co swoją drogą jest bardzo ciekawe). Dlatego nie zgłaszam się do ocen. Bo nie mam takiej potrzeby. Gdybym wiedziała, że ktoś oceni mój warsztat a nie wypisze same brednie o niezgodności z kanonem, to może, może. A tak. Cóż.
Choć na zakończenie dodam, że postanowiłam dać szansę niektórym ocenialnią i zgłosiłam swój nowy blog. Zobaczymy, czy moje zdanie sie zmieni.
Ok. Troszkę się rozpisałam.
Pozdrawiam!
Wydaje mi się, że aby dostać odpowiednią ocenę, warto też zaznaczyć co nieco w zgłoszeniu. Ja np. lubię konsultować się z ocenianym, jeśli coś jest niejasne. Chyba nikt Ci nie broni zrobić dopisku w zgłoszeniu w postaci "nie chcę streszczenia opowiadania, a o niezgodnościach z kanonem wiem i są one celowe". :)
UsuńA jeśli chodzi o to, że 99% oceniających nie powinna nigdy oceniać - nie zgodziłabym się z ilością, ale to czepianie się o szczegóły. :D Chciałam się odnieść jednak do tego, że ja swój sposób mam na to taki, że zgłaszam się z tekstem do osób, które na swój sposób znam, które obserwuję. Nie boli mnie poświęcenie czasu i przeczytanie poprzednich trzech, czterech cudzych ocen, aby prześwietlić oceniającego. Wolę się zgłosić do trzech osób, których pracę sobie prześledzę, niż do miliarda, których przeczytam tylko opis. Przydatne jest też czytanie komentarzy na katalogu. Gdy jest poruszany tego typu temat, a oceniająca niżej prezentuje swoją postawę, która mi odpowiada w ocenie, zwykle jej nick sobie zapisuję do jakiegoś pliku, żeby pamiętać na przyszłość. Takie gromadzenie danych! ;)
Denerwują mnie kolejki w ocenialniach. Ostatnio doczekałam się oceny równo po roku i to, co w niej wyczytałam, było tym, co przez ostatni rok już sama zdążyłam zauważyć lub usłyszałam od innych oceniających.
to pewnie dobry sposób,a le takie oceniające mają zazwyczaj 100 metrowe kolejki.na to nie ma chyba złotego środka. albo się czeka na porządną ocenę dłuugo, albo trzeba się zadowolić bublami.
Usuńostatnio też zauważyłam, że ocenialnie prześcigają się w głupotach. jedna stwierdziła w regulaminie, że kiedy jest się pierwszym w kolejce nie wolno dodawać nowych postów. Ciekawe, bardzo ciekawe... w takim razie, po co pisać bloga?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńElfaba - myślę, że masz rację z "Sami sadzą błędy a mi wypominają, że mam powtórzenie w zdaniu: "Popłakałam się, kiedy przeniósł się na fotel"." Nie ma nic gorszego niż osoba, która zgłasza się na stanowisko oceniającego i po moim wytknięciu jej wszystkich błędów z oceny próbnej odpisuje w obrażonym stylu, że się czepiam!
UsuńAkurat poprawność językowa to mój absolutny fioł, dlatego pierwsze, co musi zaakceptować każdy oceniajacy na Opieprzu – że zaraz po mojej lekturze jego oceny dostanie mail z poprawkami wszystkiego, co znajdą niepoprawnego i – co gorsza dla nich – że natychmiast mają to poprawić. O to samo proszę innych wobec mnie, bo nie ukrywajmy – nikt nie jest idealny, a im bardziej staramy się temu zaprzeczyć, tym gorsze ścierwo z nas wyjdzie w jakimś poście, lub tym gorsza będzie porażka, jak już nam się jakaś „herbata” zdarzy. (Jak mi na przykład „Cherbata” lub „karzdy” zdarzały się bardzo często...)
Pozdrawiam,
Asetej z Opieprz.blog.onet.pl
PS Smirek - a ja myślałam, zę tylko ja tak robię z tymi danymi...
Bo oceniający uważają, że jak są oceniającymi, to są nieomylni. Mnie irytuje - oprócz, oczywiście, wytykania innym każdego błędziku, choć samemu popełnia się ich miliardy - poprawianie nieistniejących błędów i sugerowanie: "zrób tak, bo ja tak mówię". Zła jest też skrajny subiektywizm: "zmień to, mnie się to nie podoba!", choć tak naprawdę rzecz, którą ten oceniający wytyka, nie jest niepoprawna. A jeszcze jak mu się powie cokolwiek, to od razu cała załoga, przyjaciele i znajomi rzucają się na pomoc pokrzywdzonemu. Jak śmiałaś uwagę w ogóle zwrócić! Jesteś chamska! Niedojrzała! Jak się tak znasz, to sama oceniaj! I tym podobne, trolololo. Tyle że poziom mojego chamstwa dostosowany był do poziomu chamstwa oceny, po której opublikowaniu autorka bloga prawdopodobnie usunęła. Ale oceniający się bronił, że panna powinna wiedzieć, do jak ostrej osoby się zgłasza!
UsuńBleh. Idea ocenialni była na początku chwalebna, ale jak zabrały się za to niekompetentne osoby... Na palcach obu rąk policzyć można naprawdę porządne strony tego typu.
Że nie wspomnę o oceniających, u których opinia na temat treści zajmuje 30% wszystkiego. Ale za to jak na temat pierwszego wrażenia, szablonu i podstron potrafią się rozpisać!
UsuńWiem, że to nie do końca adekwatne miejsce, ale gdybyście gdzieś w jakimś post scriptum albo gdziekolwiek tutaj wywiesiły informację, że Segregator szuka nowego właściciela, byłabym wdzięczna. Aczkolwiek zrozumiem odmowę, to trochę nie miejsce... ^^'
OdpowiedzUsuńW sumie pod pewnymi względami muszę się zgodzić. Sama raczej mam do ocen dystans, traktuję je bardziej z przymrużeniem oka, a zgłaszam się, ponieważ bardzo mi zależy na rzetelnych opiniach na temat mojej twórczości. Jakby na to nie patrzeć, jestem w pisaniu początkująca, a zaczęłam pisać w dość "późnym" wieku, bo niecałych 19 lat, a więc piszę znacznie krócej niż większość innych blogerów, nawet tych młodszych.
OdpowiedzUsuńNiektórzy jednak faktycznie nie powinni brać się za ocenianie, bo mnie normalnie krew zalewa, jak czekam pół roku na ocenę, a tu ktoś czyta tylko 3 rozdziały i w dodatku totalnie po łebkach. Ja także się do oceniania nie nadaję, bo mam zbyt słomiany zapał i sama robię błędy, dlatego zrezygnowałam.
Najbardziej byłam zadowolona z oceny mojego bloga na krytycznych, już dośc dawno temu, bo jeszcze na onecie, gdyż ta ocena liczyła 22 strony w wordzie i zawierała mnóstwo przydatnych rad, które naprawdę bardzo mi pomogły.
Jednak nie lubię czytać ocen obraźliwych. Konstruktywna krytyka jest dobra i przydatna, ale objeżdżanie od góry do dołu może wyrządzić więcej szkód niż korzyści.
I pewnie była to ocena Czarnego Lisa ; D
OdpowiedzUsuńSorry, nie na krytycznych, na literackiej krytyce. Tyle było tych ocenialni i mają dość podobne nazwy, że już mi się wszystko myli.
UsuńZ oceny na krytycznych akurat nie byłam zbyt zadowolona (wybacz), bo czekałam pięć miesięcy, a oceniający przeczytał i ocenił tylko parę rozdziałów. Tego bloga nawet już nie zgłaszam do ocen, bo zależy mi na ocenie całości treści, a wiem, że nie każdemu oceniającemu chciałoby się męczyć z moimi wypocinami.
Hm. A co to był za oceniający, jeśli mogę wiedzieć?
OdpowiedzUsuń